sobota, 28 grudnia 2013

11. I co teraz?

Shay 


Kiedy tylko usłyszałam ,że Vanessa wychodzi z przedziału otworzyłam oczy. Gwałtownie zrzuciłam z nóg cienki koc i zsunęłam się ze swojej kozetki. Wyjrzałam przez okno. Było kompletnie ciemno. Szybko sięgnęłam po swój telefon. Dokładnie w tym samym momencie zaczął on cichutko wibrować. Na ekranie pojawił się zastrzeżony numer. Przełknęłam głośno ślinę i nacisnęłam zieloną słuchawkę.
   -Oj Shay, Shay. Naprawdę jesteś taka głupia? Myślisz, że tak łatwo się mnie pozbyć?- Głos Jamesa był bardziej cyniczny i drażniący uszy niż zwykle. Nagle stał się dużo bardziej chrapliwy.- Dostajesz ostatnie ostrzeżenie. Niestety zginie przez ciebie mnóstwo ludzi ale wierzę, że nauczysz się iż mi się nie odmawia. Mam nadzieję, że potrafisz szybko biegać.
Usłyszałam dwa długie sygnały. Nagle pociąg gwałtownie się zatrzymał.
Bez chwili zawahania szybko wzięłam swoją torebkę i wybiegłam z przedziału. Na korytarzu panowało niesamowite zamieszanie.
   -Vanessa!- Krzyknęłam z całych sił starając się przebrnąć przez tłum ludzi pchających się do wyjść.
   -Co ty robisz! Uciekaj! Pociąg zaraz wybuchnie!- Krzyknął jakiś mężczyzna siłą wypychając mnie na zewnątrz pojazdu. Zamarłam.
Nie… ona nie może zginąć. Nie przeze mnie!
Zaczęłam krzyczeć, drapać i kopać wszystkich, którzy stali mi na drodze, tylko po to aby móc odnaleźć Nessę. Musiałam ją ostrzec. Ona nic nie wiedziała. Nie miała o niczym pojęcia.
Jednak na niewiele się to zdało. Tłum ratujących się ludzi siłą wypchnął mnie z pojazdu. Upadłam na ziemię. Poczułam jak ktoś uderza mnie w głowę, a potem nie czułam już kompletnie nic.


***   


Poczułam zapach płynu jaśminowego, był niesamowicie ostry. Zmarszczyłam nos.
   -Co za smród…- Jęknęłam. Usłyszałam nad sobą cichy śmiech.
   -Jesteś szalenie miła.
Podniosłam z trudem ciężkie powieki. Moim oczom ukazała się całkiem ładna szatynka o ciepłym uśmiechu. Miała krótkie włosy, które postawiła na żel. Zanim ponownie zemdlałam zdążyłam również zauważyć, że ma kolczyk w nosie.
Gwałtownie się podniosłam do pozycji siedzącej.
   -Gdzie Vanessa!- Krzyknęłam próbując wstać. Dziewczyna szybko mnie powstrzymała.
   -Leż spokojnie bo znowu zemdlejesz.- Powiedziała idealnie wykrojonymi ustami.
   -Gdzie ja jestem?
   -Ciągle na stacji kolejowej. Pociąg którym podróżowałyśmy wybuchł. Kilku strażaków pomogło mi cię wydostać spod resztek pozostałych z pociągu. Jestem pielęgniarką. Ciągle szukają żywych, karetki nie nadążają z przyjazdem, sanitariuszy jest za mało. Staram się pomóc. Opiekuje się tobą i tym dzieckiem.
Spojrzałam na niewielkiego chłopca leżącego kawałek dalej na kocu strażackim.
Mocniej zacisnęłam zęby.
   -Jestem ci wdzięczna za pomoc ale muszę iść. Gdzie moja torebka?- Zapytałam. Dziewczyna z niedowierzaniem patrzyła wprost w moje oczy.
   -Nie możesz iść, potrzebujesz opieki lekarskiej.- Wściekle na nią spojrzałam.
   -Nie mam wyboru! Rozumiesz do jasnej cholery?! Muszę zniknąć, jak najszybciej! Gdzie ta pieprzona torebka?!- Ryknęłam na nią. Wyjęła spod ławki moją torebkę i rzuciła nią w moją stronę.
Gdy ją tylko złapałam odwróciłam się i ruszyłam przed siebie.


***   


Podeszłam na kolejnej grupy sanitariuszy.
   -Przepraszam, widzieliście może niewysoką brunetkę…- Nagle przerwałam. Dokładniej się przyjrzałam postaci siedzącej na schodach kilka kroków ode mnie.
   -Ness.- Powiedziałam głośno. Brunetka podniosła głowę do góry.
   -Shay?!- Krzyknęła. Natychmiast podbiegłam do przyjaciółki i zamknęłam ją w niedźwiedzim uścisku.
   -Szukam cię od godziny, byłam już pewna, że ty…-Mruknęłam do dziewczyny całując ją w czubek głowy.
   -Shay, ty krwawisz...- Jęknęła Vanessa po tym jak dokładnie mi się przyjrzała. Machnęłam na to ręką.
   -Nie mamy czasu na takie głupstwa. Musimy się stąd wynosić. Teraz.- Powiedziałam podniesionym głosem. Dziewczyna patrzyła na mnie z szokiem.
   -Ale po co?! I gdzie?!
   -Jak najdalej. Resztę ci opowiem po drodze.


***   


Spojrzałam na wściekłą twarz przyjaciółki. Głośno westchnęłam i po raz kolejny podłożyłam mokrą bluzkę pod suszarkę. Dokładnie czesała swoje włosy. Po raz kolejny ktoś zadudnił do łazienki.
   -Mówiłam, że zajęte!- Pukania ustały.- Cholera jasna…-Syknęłam. Podeszłam do drzwi i upewniłam się czy są dobrze zamknięte.
Vanessa nieprzerwanie czesała swoje włosy, w ciszy. Założyłam na siebie dopiero co przepraną w zimnej wodzie bluzkę.
Znajdowałyśmy się na stacji benzynowej niedaleko komisu. Potrzebowałyśmy samochodu. Musiałyśmy się stąd jak najszybciej wydostać. Zerknęłam na swoje odbicie w lustrze. Miałam nieco podrapany lewy policzek, ranę na ręce przemyłam i zatrzymałam krwawienie. Umyłam dokładnie twarz i związałam szybkim ruchem ręki włosy. Po Vanessie praktycznie w ogóle nie było widać oznak wypadku. Zdążyła wyjść z pociągu w odpowiedniej chwili.
Położyłam dłonie na umywalce. Westchnęłam.
   -Vanessa…-Mruknęłam spoglądając na przyjaciółkę. Ta zmroziła mnie wzrokiem.
   -Nic nie mów.- Szepnęła.
Zamilkłam.
Jedyne co teraz miałyśmy to moja torebka, w której miałam kosmetyki, telefon i portfel.
Jej nie zostało kompletnie nic.


***   


-Poproszę o pokój dla dwóch osób na jedną noc.- Mruknęłam zmęczonym głosem. Kobieta za ladą podała mi kluczyk i poprosiła o przedpłatę. Dała nam wskazówki, które miały nam pomóc odnaleźć pokój 28. Natychmiast ruszyłyśmy przed siebie. Pokonałyśmy dwadzieścia stopni i znalazłyśmy się na naszym piętrze. Skręciłyśmy w prawo i za pomocą klucza otworzyłyśmy drzwi. Pomieszczenie było niewielkie ale zadbane. W środku znajdowały się drzwi prowadzące do niewielkiej łazienki. Vanessa zaraz po wejściu zrzuciła z siebie kurtkę i poszła wziąć prysznic.
Zamknęłam za sobą drzwi. Jeszcze nigdy nie widziałam jej tak wkurzonej.
Poczułam na swoim ramieniu dotyk. Szybko otworzyłam oczy i starałam się zorientować co się dzieje. Vanessa siedziała na brzegu mojego łóżka w hotelowym szlafroku. Zerknęłam na zegarek na szafce nocnej. Dochodziła druga w nocy.
Musiałam zasnąć podczas czekania na zwolnienie się łazienki.
   -Proszę bardzo, krzycz na mnie.- Powiedziałam siadając na krawędzi łóżka. Dziewczyna wzruszyła ramionami.
   -To nie ma sensu. Nic nie zmieni.- Przeczesałam włosy ręką.- Powiedz mi tylko jedno. Czego ty się do cholery spodziewałaś idąc na taki układ z tym skurwysynem?
Jej wzrok mroził moje serce. Chciałam nią potrząsnąć i obudzić w niej tą dobrą, zawsze wybaczającą mi dziewczynę.
   -Na pewno nie tego…-Jęknęłam.- Nie miałam pojęcia, że przez tak krótki czas James osiągnął tak wiele. Nie wiedziałam, że ma takie układy. Myślałam, że nadal tylko handluje narkotykami w mieście. Vanessa ja…- Dziewczyna uniosła wysoko dłoń w uciszającym geście.
   -Za co dostałyśmy od niego tyle pieniędzy? Jak wiele zgodziłaś się jeszcze zrobić?
   -Pierwszym warunkiem, a jednocześnie sprawdzeniem mojej wiarygodności był przekaz narkotyków. Spisałam się dobrze więc James zapłacił z góry.- Mruknęłam spoglądając na telefon leżący na szafce nocnej.
   -A drugim?- Zapytała z naciskiem.
   -Tego nie wiedziałam. Do wczoraj. Na początku powiedział mi, że ma być to malutka usługa kończąca nasz układ.- Przerwałam. Nessa patrzyła na mnie z wyczekiwaniem.- Chodzi o przemyt. Mamy przewieźć do Meksyku cztery kilogramy kokainy.
Vanessa zamknęła oczy.
   -Odmówiłaś.- To nie było pytanie, tylko stwierdzenie więc milczałam.- Czy ta eksplozja była…
   -Tak. To było pierwsze i ostatnie ostrzeżenie.- Szepnęłam.
Brunetka ukryła twarz w dłoniach.


***   


Wsunęłam telefon pod poduszkę i spojrzałam na twarz przyjaciółki. Spała niezwykle spokojnie. Ułożyłam się na plecach. Skierowałam swój wzrok na biały sufit. Po głowie krążyło mnie ostatnie pytanie, które zadała mi Vanessa.
I co teraz?
Wtedy tylko cicho jęknęłam, że nie mam pojęcia. Jednak w mojej głowie zrodził się już plan. Nie chciałam narażać na niebezpieczeństwo niewinnych, a co dopiero bliskich mi osób. James dobrze znał moich rodziców, jak również rodzinę Nessy.
Miałyśmy trzy opcje:
        1. Wykonać zlecone zadanie. Tym samym chroniąc naszych najbliższych ale narażając siebie. Mamy 50% szans na powodzenie. Rezultat: wyjście z sytuacji i wyrwanie się z koszmaru lub więzienie.
        2. Bezustanne ucieczki. Rezultat: śmierć wielu niewinnych osób
        3. Powrót do domu i błagania o zerwanie umowy ze zwróceniem wszystkich pieniędzy. Rezultat: śmierć i śmiech. Za dużo wiemy.
Zerwałam się ze swojego miejsca i podeszłam do łóżka na którym spała przyjaciółka. Wyrwałam z małego notesiku kartkę, którą szybko zapisałam. Położyłam ją na stoliku nocnym dziewczyny, po czym ją pocałowałam w policzek.
   -Nie martw się... Jutro będzie lepiej.- Szepnęłam i wzięłam do ręki telefon. Po chwili cichutko zamykałam za sobą drzwi.



______
Od Jemi: Powinniście mnie zlinczować. Nie wiem czy ma sens ciągłe przepraszanie. Mogę jedynie upaść przed wami na kolana i błagać o wybaczenie. Mam nadzieję, że nie będziecie się długo gniewać i sam rozdział wynagrodzi wam tak długie czekanie na jego pojawienie się.
Kocham was :)
Akwamaryn, jak ty ze mną wytrzymujesz? ;*

niedziela, 8 grudnia 2013

10.Zostań…



Vanessa

       Siedziałam na łóżku patrząc pustym wzrokiem w ścianę naprzeciwko mnie. Wzięłam kilka głębokich wdechów po czym uśmiechnęłam się do Ethana. Chłopak siedział obok mnie nie mogąc wydusić z siebie ani słowa. Taka cisza trwała dobre kilkanaście minut aż w końcu przerwało ją pukanie do drzwi.
  -Zostań…- odezwał się chłopak dotykając opuszkami palców mojego policzka. W pierwszym momencie pomyślałam, że pójdzie otworzyć, ale on nadal siedział na swoim miejscu i patrzył mi prosto w oczy.
  -Wiesz, że nie mogę…- odparłam rozumiejąc co ma na myśli. Czy to możliwe, żeby pokochać kogoś tak z dnia na dzień? By ledwie po kilku dniach móc powiedzieć, że czuje się coś więcej niż tylko przyjaźń? Przechyliłam głowę czując jak jego dłoń dotyka mojej bladej szyi. Tak pragnęłam by mnie pocałował.
   -Mimo wszystko nie odpuszczę.- powiedział po czym wpił się w moje usta zaciskając oczy. Jego ból i cierpienie było wręcz namacalne i po moich policzkach popłynęła samotna łza. Nie umiałam jednak wyznać Shay prawdy. Wiedziałam jaką nienawiścią darzy chłopaka.
  -Otwórz.- powiedział spuszczając wzrok. Kiedy tylko chłopak oddalił się otarłam policzki i wzięłam głęboki wdech. Rozmowę zagłuszały moje myśli, które kołatały się jak zwariowane po czaszce. W końcu podniosłam się i wymijając Ethana i jakąś dziewczynę ruszyłam w stronę swojego i Shay pokoju. Słyszałam nawoływanie chłopaka, ale nie reagowałam. Chciałam wyjechać. Teraz.
   Shay pakowała właśnie rzeczy do walizki kiedy weszłam do pokoju. Podniosła na chwilę wzrok, posłała mi ciepły uśmiech po czym podeszła i mocno mnie przytuliła. Widziała, że coś mnie boli, ale nie pytała. Za to ją kochałam. Była tu zawsze kiedy ją potrzebowałam i nie ważne czy mnie popierała czy też nie, zawsze mnie rozumiała.


***


    Oddychałam powoli i głęboko próbując zapomnieć o wszystkim co mnie spotkało w tym mieście. Wciąż się łudziłam, że tak jak Shay zapomniała o Seanie tak ja wymarzę z swoich wspomnień Ethana. Ale nie potrafiłam. To co wydarzyło się ostatniego wieczoru przed naszym wyjazdem sprawiło, że zapamiętam go na całe życie. Uratował mnie. A teraz kiedy tylko patrzyłam w lustro i widziałam bliznę na moim brzuchu przychodziły mi na myśl tylko jego słowa.
,,Bez tej blizny byłabyś nieznośnie idealna.’’
 Zacisnęłam mocniej zęby nie pokazać słabości przez Shay. Dziewczyna prowadziła w zamyśleniu. Wiedziałam, że ją również coś trapi, ale nie pytałam. Miałyśmy swoje tajemnice, którymi nawet najlepsze przyjaciółki się nie dzielą.
  -Dokąd jedziemy tym razem?- spytałam. Samochód należał do właściciela hotelu więc podejrzewałam, że jest on tylko tymczasowo nasz.
    -Już jesteśmy na miejscu…- odezwała się dziewczyna zatrzymując auto na parkingu i wyjmując kluczyk z stacyjki. Tu nikt nie zamykał samochodów czy domów. Nikt tu nic nie kradł, ta okolica, pomijając incydent w klubie z moim udziałem, była nader spokojna. Wyszłam na zewnątrz i ujrzałam peron a tuż za nimi tory. Uśmiechnęłam się pod nosem. Cóż za ironię losu. Przez moment myślałam, że naprawdę za mną pojedzie, ale pociąg wszystko wykluczał.
                Zatrzymałam wzrok na wyjściu z przedziału. Tak mnie korciło, by przejść się i choć na chwilę zostać sama, ale wtedy na pewno myśli tylko by wezbrały, a ja nie wytrzymałabym tej presji. Shay kupiła bilety na ostatnią stację, tam miałyśmy znaleźć jakiś hotel. Nie martwiłam się o pieniądze. Za tę kasę, którą dostała od Jamesa mogłyśmy kupić sobie BMW i jeszcze by zostało.
   -Nareszcie nie musimy oglądać tego dupka. Jak można mieć tak przerośnięte ego? Wciąż nie pojmuję, że rozwalił mi auto.- przytaknęłam tylko posyłając przyjaciółce blady uśmiech.
   ,,Zapomnij’’
Odezwał się głos w mojej głowie. Tak będzie najlepiej.
            Przekręciłam się na drugi bok i utkwiłam wzrok w zamkniętych oczach Shay. Dziewczyna spała jak niedźwiedź i nawet gdybyśmy teraz się rozbiły albo pociąg się wykoleił ona nadal by spała.  Cicho zwlekłam się z kozetki i wyszłam z przedziały na korytarz. Był kompletnie wyludniony. Zbliżaliśmy się do ostatniej stacji i miałam nadzieję, że jak najszybciej znajdę się gdzieś gdzie nie będzie mi doskwierał ten uporczywy mróz.
  -Cześć.- odezwałam się do chłopaka stojącego przy jednym z okiem. Na głowie miał kaptur, na nosie ciemne okulary i nie byłam nawet pewna czy usłyszał moje przywitanie. Jego sylwetka była mi chyba dość dobrze znana, ale to buty przykuły moją uwagę. Dobre, markowe i skórzane tylko kazały siebie ukraść. Bałabym się nosić na stopach tyle pieniędzy.
   -Gotowa?- uniosłam jedną brew słysząc głos chłopaka. Wydawał się być ostry jak nóż, który chce mnie poranić.
  -Na co?- nim zdążyłam usłyszeć odpowiedź zobaczyłam w dłoni chłopaka jakieś narzędzie. Był to scyzoryk, niewielkich rozmiarów. Odruchowo dotknęłam swojego brzucha i przeszedł mnie dreszcz rozpaczy. Jak to możliwe, że zapamiętałam tego chłopaka tak dokładnie? Kiedy zrzucił z głowy kaptur i uśmiechnął się uroczo zapragnęłam zwymiotować na niego całe wczorajsze śniadanie. Kątem oka spojrzałam na zegarek. Dochodziło trzecia w nocy. Może mi się to śni?
   -Zabawimy się.- i nim zareagowałam chłopak wcisnął przycisk alarmu. Ludzie zaczęli wybiegać w popłochu, pociąg stanął, a wszyscy w koło popychali mnie. W końcu wpadłam w ramiona chłopaka nie mogąc się z nich wyrwać.- Jak tam brzuch? Nadal taki piękny?- zacisnęłam zęby oddając cios z kolanka w krocze chłopaka, który skulił się.
  -A jak tam twoje jądra? Nadal tak obite?- odgryzłam się po czym wbiegłam do przedziału. Shay znikła. Zaklęłam cicho pod nosem po czym biegiem ruszyłam w stronę wyjścia z wagonu. Już byłam przy klamce kiedy ktoś pochwycił mnie za dłoń a przynajmniej tak mi się wydawało. Obróciłam się ale zobaczyłam tylko czarną bluzę i śnieżnobiały uśmiech. Ten ,,ktoś’’ otworzył mi drzwi po czym zamknął za mną. W tym samym momencie kiedy ja odeszłam na odległość trzydziestu metrów pociąg wyleciał w powietrze.
   A Shay? Jak jej nie było tak jej nie ma. Modliłam się w duchu by opuściła pojazd na czas.


_______
Od Akwamaryn: Jest po prostu paskudny...  Pisałam go bez weny, po kilka zdań i mam dość. Wyszedł krótki i bez sensu. Jedyne czym mogę was pocieszyć to tym, że sama go nie rozumiem i nie wiem co chciałam wprowadzić za akcję, a po drugie kolejny jest Jemi więc zapewne będzie o wiele lepszy :) Przepraszam.