niedziela, 29 września 2013

4.Jestem Ethan Sean Jason Lorient.



Vanessa


   Zakryłam usta dłonią i zdusiłam krzyk, który po raz kolejny chciał mi się wyrwać z gardła. Chłopak zatoczył się kilka razy jakby był pijany po czym przykucnął i schował głowę między ramiona. Nim zdążyłam zareagować Shay już była na zewnątrz i wrzeszczała na niego. Dotknęłam rozciętego  ramienia i tylko mocniej zacisnęłam dłonie na kierownicy. Nie znosiłam widoku krwi i na samo słowo ,,krew’’ aż mnie mdliło. Ostatnimi siłami udało mi się wygramolić z samochodu, którego lewy bok był nieco wklęsły. Nie mam pojęcia jak to się stało, że się zderzyliśmy. Nigdy nie miałam wypadku, a już tym bardziej drogowego.
   -Shay. Uspokój się…- wyszeptałam podchodząc bliżej i łapiąc przyjaciółkę za ramię. Cała drżała i już myślałam, że zaraz rzuci się na chłopaka, ale ona zamiast tego wyrwała się tylko i zaczęło chodzić w koło.
   -Zobacz co ten kretyn zrobił! Rozbił mi auto!- warknęła szatynka poprawiając włosy i nerwowo zagryzając wargę.
   -Ja?! Chyba raczej twoja koleżaneczka. Trzeba było jechać po swoim pasie, a nie manewrujesz po całej drodze jak pijana! Kto ci w ogóle dał prawo jazdy?!- miałam serdecznie dość tych krzyków. Ból głowy był nie do zniesienia, a ramię coraz to bardziej szczypało i piekło.
   -Oj zamknij się! Ona umie jeździć w porównaniu do ciebie! Mały fiut…- przymknęłam oczy i wzięłam kilka głębszych wdechów w momencie, kiedy Shay rzucała w mężczyznę obelgami jak mięsem.
   -Przeginasz maleńka! Nie widziałaś jeszcze tego co mam w spodniach, więc od mojego Leona wara!- to zaczynało być śmieszne i głupie, więc nawet nie miałam jak się tłumaczyć z mojego wybuchu gromkim śmiechem. Teraz oczy obojga były wlepione we mnie, a raczej w moje ramię z którego krew tryskała jak z wulkanu.
   -Szlag… Chyba musimy podjechać do szpitala. Nessa? Słyszysz mnie?- w pierwszym momencie nie rozumiałam czemu miałabym jej nie słyszeć, a dopiero po chwili pojęłam, że ktoś mnie podtrzymuje, a kto inny daje mi z liścia w twarz.
   -Co ty robisz?! Pogięło cię do reszty? Ona nie kontaktuje, a ty ją lejesz po twarzy?- to chyba mówił chłopak, ale nie mogłam tego stwierdzić na sto procent. Przymknęłam powieki, ale nie na długo bo ktoś sprawnie zaczął mnie już nieco delikatniej klepać po policzkach i otwierać mi oczy.
   -Nie ma zasięgu! Ness? Nessa?! Nie odpływaj do cholery!- to było ostatnie co zarejestrował mój mózg.

***

   Przeważnie kiedy człowiek się budzi to leży na miękkim łóżku lub chociaż materacu, a ja zamiast tego wyczuwałam tylko twardą ziemię i jakiś koc, którym byłam przykryta. Szybko pojęłam, że wcale nie jestem w swoim domu z rodziną tylko na odludziu z Shay i… No właśnie. Z kim jeszcze?  Powoli otworzyłam oczy i o dziwo nic mnie nie oślepiło. Mieliśmy noc i to już dobrze po zmierzchu. Księżyc w kształcie sierpa dawał lekki blask. Jedyne co czułam chipsy paprykowe i to jak ktoś gładzi moją głowę.
   -Mówiłem, że nic jej nie będzie. To tylko zwykła panika.- przyjrzałam się mężczyźnie w ciemnej kurtce, który szczelnie zapięty pod samą szyję przyglądał się gwieździstemu niebu. Zmrużyłam nieco oczy by przyzwyczaić wzrok i dostrzec jego ciemne włosy oraz niesamowicie błękitne oczy.
   - Pan doktor się odezwał…- bąknęła tylko Shay pomagająca mi się podnieść i starannie okrywająca mnie kocem.- Jak się czujesz?- spytała troskliwie. Chyba pierwszy raz w życiu widziałam ją tak przejętą.
  -Jest okey. Kto to?- spytałam bardziej pół głosem niż szeptem i odkaszlnęłam czując nieprzyjemną flegmę w gardle. Chłopak uśmiechnął się pod nosem, odpalił papierosa i zaciągnął się kilka razy nie spuszczając wzroku z nieba pełnego gwiazd.
   -To jest doktorek, który ma w spodniach kolegę Leona.- uniosłam jedną brew patrząc na przyjaciółkę, ale ta tylko machnęła ręką i włożyła do ust jeszcze jednego chipsa. Zawsze zazdrościłam jej przemiany materii. Mogła jeść ile wlezie i obijać się na kanapie, a i tak była chuda jak modelka. Ja za to w tym czasie jadłam zieleninę i pływałam sto basenów dziennie, a i tak nie dorównywałam jej figurą.
    - Jestem Ethan Sean Jason Lorient. Dla przyjaciół tylko Ethan. – westchnęłam tylko i oparłam głowe na ramieniu Shay.
   -Gdzie jesteśmy?- spytałam pocierając o siebie dłońmi, które zdrętwiały mi na kość. Dziewczyna zamiast mi odpowiedzieć po prostu wstała zabrała swoją kurtkę i dobrze się nią otuliła.
   -Na jakimś odludziu. Widzisz to światło?- spytała szatynka wskazując na dom stojący z dwa kilometry od nas. Z tej odległości i w tym świetle widać było jedynie plamę, ale podejrzewałam, że to dom.- Pójdę i spytam czy nie mają może paliwa, bo nam się skończyło, a jego auto nie nadaje się do użytku. Na pewno nam pomogę i pojedziemy dalej.- otworzyłam usta nieco szerzej, by już zaproponować, że pójdę z nią, kiedy ta posłała mi tylko delikatny uśmiech i odeszła.
   -Ekstra. Zostawiaj mnie z tym psychopatą sam na sam! Na pewno będę szczęśliwa!- wrzasnęłam za Shay, ale ta tylko cicho się zaśmiała i poszła dalej nawet się nie odwracając.
             Kolejny już raz zaczęłam pocierać dłonie i nerwowo w nie chuchać. Nie sądziłam, że o tej porze roku może być tak zimno. Mimo koca, który miał dawać mi ciepło i tak doskwierał mi chłód. Mój towarzysz przybliżył się nieco i gestem dłoni przywołał mnie do siebie. Zanim jednak do niego podeszłam spojrzałam jeszcze raz w kierunku domu. Shay na pewno była już na miejscu i zaraz wróci. Posłusznie zbliżyłam się do chłopaka i zanim zareagowałam on trzymał moje dłonie w swoich i rytmicznie nimi pocierał. To samo zrobił po chwili z moimi stopami na który założył grube skarpety.
   -Nic ci nie zrobię. Nie jestem wariatem.- powiedział po czym przycisnął mnie do siebie i pozwolił mi na to bym włożyła swoje dłonie pod jego koszulkę na ciepły tors. Nie rozumiałam jak to możliwe, że może być tak ciepły kiedy ja marznę, ale nie wdawałam się w dyskusje. – Powiedzmy, że Shay nie czuje takiego chłodu jak ty. Jesteś zdecydowanie słabsza od niej.
    -Nic nie mów. Tracimy ciepło.- powiedziałam na co on zaśmiał się pod nosem. Okrył nas oboje kocem po czym zaplątał swoje nogi w moje. Jego błękitne oczy nie pozwalały mi choć na moment spojrzeć czy Shay wraca.
   -Kiedy wróci?- spytałam cicho przejeżdżając dłonią po klatce piersiowej chłopaka. Nim uzyskałam odpowiedź poczułam pod palcami wybrzuszenie, które na myśl przynosiło mi tatę, który któregoś razu wrócił ze szpitala cały w szwach, które po jakimś czasie zrosły się właśnie w takie niewielkie wybrzuszenia.
   -Nie długo. Źle ci tu ze mną?- spytałam udając obrażone dziecko i odsuwając mnie od siebie niby to pod pretekstem by spojrzeć mi w oczy. Ja jednak wiedziałam, że nie chciał po prostu by ktokolwiek poznał tę ranę.
   -Martwię się… Shay może i jest silna, ale tak naprawdę ma kruche wnętrze.


_____
Od Akwamaryn: Nie podoba mi się! Zresztą jak wszystko co tworzę ostatnio. Ciężko mi jakoś wrócić do dawnej formy. Chyba wyszłam z wprawy. Robię sobie za długie przerwy. Powinnam więcej pisać, ale niestety nie mam na to czasu teraz.

niedziela, 22 września 2013

3. Jeżeli zarysował mi lakier to kutasa zabiję.

                                   Shay


Uniosłam jedną brew do góry i spojrzałam na moją przyjaciółkę jak kompletną kretynkę. Ta pokiwała przecząco głową.
   -Przesadzasz.- mruknęła wyjmując ze swojej walizki dresy, w których zamierzała spać.
   -Wcale nie!- warknęłam.- Oni są jacyś dziwni. Nie chce tu nocować. Wolę już przespać się w moim autku.
   -Proszę bardzo. Jeżeli chcesz to idź. Ja zamierzam wykorzystać gościnność naszych nowych znajomych i po prysznicu zasnąć z pełnym brzuchem na wygodnym łóżku.- Vanessa zmroziła mnie spojrzeniem. Nagle mój brzuszek wydał odgłos niezadowolenia. Ostentacyjnie westchnęłam.
   -Dobra.- warknęłam.- Zostanę już, ale jutro wyjeżdżamy w dalszą podróż.-zadecydowałam. Brunetka pokiwała głową na znak zgody. Wzięła ubrania i wyszła z pokoju.
Dokładnie przyjrzałam się pościeli na moim łóżku. Czując ból w plecach zupełnie olałam jej czystość i położyłam się na plecach. Mruknęłam z rozkoszą. Vanessa miała rację. Miałyśmy niebywałe szczęście, że Milo nas znalazł. Jak się później okazało najbliższe miasto znajduje się pięćdziesiąt kilometrów stąd.
Sięgnęłam po swój telefon, aby sprawdzić czy ktoś się odzywał. Z ulgą stwierdziłam, że dzwoniła tylko mama.
W przeciwieństwie do Vanessy ja uwielbiam swoją rodzinę. Mama jest hipiską, więc nigdy niczego mi nie zabraniała, zawsze uważała, że powinnam odkrywać świat i poznawać siebie. Tata nie mieszka z nami od dziesięciu lat, nigdy nie mieszał się w sprawy mojego wychowania. Przysyłał, co miesiąc alimenty. To mi wystarczało. Niechętnie o nim mówiłam, bo właściwie nic o nim nie wiedziałam.
Przejechałam palcem po ekranie, aby oddzwonić do mojej rodzicielki. Odebrała po trzech sygnałach.
   -Jak ja nie lubię korzystać z telefonu.-jęknęła na wstępie.- Jak tam kwiatku? Świat podbity?
Delikatnie się do siebie uśmiechnęłam. Za to ją bardzo kochałam. Nigdy nie przeszkadzała mi w samorealizacji, nawet, jeżeli miałam najgłupsze pomysły świata.
   -Jeszcze nie. Zatrzymałyśmy się z Nessą u pewnej rodziny. Zostaniemy na noc i następnego dnia jedziemy dalej.
   -To świetnie, że poznajecie już nowych ludzi. Przekaż im moje pozdrowienia kochanie.
   -Dobrze.-mruknęłam. Nagle w drzwiach zauważyłam wysoką postać.- Mamo muszę kończyć. Odezwę się za kilka dni.
   -Kocham cię kwiatku.- odparła i się rozłączyła.
Odłożyłam powoli telefon. Podniosłam się ze swojego miejsca. Postać stała bez ruchu w półmroku. Podeszłam do chłopaka.
   -Shay…-powiedział Milo.- Masz bardzo wyraźne perfumy. Są takie jak twoja osobowość.
Delikatnie się uśmiechnęłam do niewidomego. Podniosłam jego dłoń i pozwoliłam mu dotknąć swoich ust, aby mógł to poczuć.
   -Są piękne.-szepnął. Miał duże męskie dłonie, które były zniszczone pracą. Jednak jego dotyk był niezwykle delikatny. Poczułam na plecach przyjemny dreszcz.
   -Shay!- usłyszałam z dołu krzyk Vanessy.- Mark podał kolację!
Mark był młodszym bratem Milo. Nie mieli rodziców. Radzili sobie sami, ciężko pracując od najmłodszych lat na dawno opuszczonej farmie.
   -Zejdźmy na dół.-powiedziałam. Chłopak przytaknął.



*** 


Zerknęłam na zegarek stojący na szafce nocnej obok mojego łóżka. Wskazywał trzecią w nocy. Westchnęłam. Nie mogłam spać. Spojrzałam na śpiącą Vanesse. Jej twarz była nieruchoma.
Spontanicznie podejmując decyzję zrzuciłam z siebie kołdrę i ruszyłam ku wyjściu z pokoju. Szłam długim korytarzem. Nagle zatrzymałam się przed drzwiami znajdującymi się przy schodach. Delikatnie nacisnęłam klamkę, a te ustąpiły.
   -Myślałem, że nie przyjdziesz.-usłyszałam głęboki głos. Zamknęłam drzwi i podeszłam do łóżka, na którym leżał chłopak. Położyłam się obok niego. Wzięłam jego rękę i położyłam na swojej tali. Ten delikatnie nią po niej przejechał. Przymknął powieki. Dotknął mojego ramienia, aby po chwili zbadać dwoma palcami szyję. Zsunął ramiączko mojej halki i dotknął piersi. Cicho jęknęłam. Drugą ręką jeździł po moim udzie.
   -Zdejmij je.-szepnęłam mu do ucha, gdy chwytał za koronkowe figi. Złożyłam na jego ustach pierwszy pocałunek. Moment później wygięłam się z rozkoszy.


***   


Zamknęłam mocno drzwiczki od strony pasażera i wyłożyłam się na siedzeniu. Vanessa ruszyła. Przez pierwsze piętnaście minut drogi w ogóle się do mnie nie odzywała. W końcu nie wytrzymała i zatrzymała samochód. Spojrzała na mnie z wyrzutem:
   -Nigdy nie wnikałam, z kim sypiasz...-zaczęła. Gdy chciałam jej przerwać, wytłumaczyła.- Nie było cię nocą w pokoju. Kontynuując. Nigdy w to nie wnikałam i nie miałam nic przeciwko temu, co robisz…ale Milo był dla nas taki miły, a ty go po prostu wykorzystałaś.
   -Sam tego chciał. Nessa! Pobudka! On jest niewidomy, prawdopodobnie byłam jego jedyną kochanką, a szkoda bo jest w tym naprawdę dobry. Ja mu pomogłam.- powiedziałam patrząc w jej oczy.- Zostawiłam też dwieście dolarów w kuchni za przenocowanie. Nie panikuj. Przecież nie zrobiłam mu krzywdy. To tylko seks.
Vanessa spojrzała na mnie spod byka. Dobrze wiedziała jaki mam stosunek do związków. Uważałam, że miłość nie istnieje. Ona za to była niepoprawną romantyczką, za co ją uwielbiałam. Była moim kompletnym przeciwieństwem. Zawsze o wszystkich się troszczyła i miała dobre serce.
Pocałowałam ją w policzek.
   -Ruszajmy, do miasta kawał drogi, a ja chętnie zjadłabym śniadanie.- brunetka westchnęła i odpaliła silnik.
Nagle ze snu wyrwało mnie mocne szarpnięcie i głośny krzyk Vanessy. Natychmiast się podniosłam do pozycji siedzącej. Zupełnie nie mając pojęcia co się stało spojrzałam na roztrzęsioną przyjaciółkę.
   -Ness, co jest?!- krzyknęłam. Wskazała ręką na okno od swojej strony. Spojrzałam na ulicę.
   -O kurwa…-szepnęłam widząc auto którego przód był w kompletnej rozsypce.- Jeżeli zarysował mi lakier to kutasa zabiję.- warknęłam widząc wychodzącego z samochodu młodego mężczyznę.


___
Od Jemi: Według mnie rozdział jest nieciekawy.. jednak chciałam wam ukazać postać Shay w pełnym świetle :) Jest to również wprowadzenie do fantastycznego rozdziału Akwamaryn :* Nic na siłę kochanie, a na dobre trzeba trochę poczekać ;)

piątek, 13 września 2013

2. Mamy przed sobą tajemnice jak każdy normalny człowiek.



Vanessa

    Schowałam do torby ostatnią już koszulkę i szybkim ruchem zamknęłam walizkę leżącą na moim łóżku. Przetarłam dłonią pościel w kwiatki. Od dziesięciu lat taka sama. Nigdy nie czułam się w tej rodzinie dobrze. Od kiedy tylko sięgam pamięcią nie mogłam dobrze poczuć się w towarzystwie rodziców i siostry. Wmawiałam sobie, że to minie z czasem, ale zamiast tego było coraz gorzej.
   -Co robisz?- odezwał się piskliwy i wysoki głos mojej matki. Westchnęłam tylko cicho, otarłam policzki mokre od łez i spojrzałam ostatni raz na wyświetlacz mojego telefonu. Ostatnie połączenie wykonałam do Shay. W sumie nie rozumiem jak to się stało, że się zaprzyjaźniłyśmy. Byłyśmy z dwóch różnych światów.
    -Wyjeżdżam. W końcu będziecie mieli jeden problem z głowy.- warknęłam i stanęłam twarzą w twarz z moją rodzicielką. Kobieta spojrzała na mnie spod rzęs i zmarszczyła czoło jakby nad czymś intensywnie myślała.
   -Nie powinnaś była nas okłamywać. To ta dziewczyna. To ona cię w to wciągnęła. Mówiłam, żebyś trzymała się od niej z daleka.- kłykcie u palców mamy pobladły, z taką siłą zaciskała dłonie w pięści.
   -Daj spokój. Dobrze wiesz, że taka już jestem. Najwidoczniej mam to w genach. Poza tym… Gdybym powiedziała wam o pływaniu to czy byście się zgodzili?- szatynka pokręciła tylko głową na znak, że nie ma takiej opcji.- W takim razie nie miałam innego wyjścia…- wyminęłam ją po drodze zabierając swój bagaż i schodząc po schodach do holu. Przy schodach stała Victoria z wysoko uniesioną głową i szyderczym uśmieszkiem na twarzy.
   -Vanesso! Zatrzymaj się natychmiast!- prychnęłam słysząc nawoływanie matki.
   -Jestem pełnoletnia i mogę robić co mi się żywnie podoba. Za to Vicky… - spojrzałam na dziewczynę. Stała zbita z tropu nie rozumiejąc co właśnie chcę wyjawić naszym rodzicom. – Ja przynajmniej nie sypiam z byle kim dla kasy. Dowidzenia.- powiedziałam tak głośno by ojciec usłyszał to z gabinetu i wyszłam z domu trzaskając drzwiami. Auto Shay już stało na podjeździe, a dziewczyna opierała się o nie i spokojnie paliła papierosa.
   -Niezła akcja. Czym sobie zawiniła twoja biedna siostrzyczka?- uśmiechnęłam się do przyjaciółki prowokacyjnie i wrzuciłam walizkę do bagażnika. Oblizałam suche wargi po czym stanęłam po drugiej stronie samochodu i otworzyłam drzwiczki.
    -Czas się zabawić i zapomnieć o tym bagnie.- uśmiechnęłam się do szatynki, która właśnie przydeptywała peta.
***
      Z snu wyrwał mnie głośne trzaski i huki dobiegające z radia. Przetarła oczy po czym niechętnie je otworzyłam i przyjrzałam się krajobrazowi za szybą. Chmury nie zapowiadały dobrej pogody. Można by nawet podejrzewać, że czeka nas nie mała burza. Byliśmy na jakimś odludziu. Ani żywej duszy. Co jakiś czas rozlegał się tylko gwizd wiatru lub pierwsze krople deszczu spadające na maskę samochodu. Przesunęłam nieco wzrok i wlepiłam oczy w szatynkę. Szeroko się uśmiechała uderzając przy tym w kierownicę idealnie w rytm muzyki. Trzeba było przyznać, że dryg miała. Kierowała również nie gorzej i na myśl, że niedługo będę musiała ją zmienić i wlec to auto przez kolejne kilkadziesiąt kilometrów aż mnie mdliło.
    -Kto to się obudził. Śnieżka czy Kopciuszek?- posłałam przyjaciółka złośliwy uśmiech.
    -Gdzie my jedziemy? Nie widzę nawet jednego domu.- kąciki ust Shay uniosły się nieco wyżej po czym wargi rozchyliły się i ukazały śnieżnobiały uśmiech.
    -Gdzieś przed siebie. Głodna?- spytał Shay wlepiając oczy w drogę przed sobą. Przyciszyłam muzykę dobiegającą z radia i uchyliłam  okno by zaczerpnąć świeżego powietrza.
   -I to jak.!- pisnęłam rozglądając się w koło w poszukiwaniu jakiegoś pożywania. Albo po prostu czegoś co nie spowoduje, że zwymiotuję na ciemną tapicerkę samochodu. Dostrzegłam coś na tylnym siedzeniu, wyciągnęłam się po to i złapałam po czym otworzyłam papierową torbę. Już zdążyłam zapomnieć skąd Shay ma pieniądze na ten wyjazd, a tu znowu zostało mi to uświadomione.
   -Nadal nie wierzę, że tak po prostu dał ci tę forsę. Przecież on w ogóle nie ma serca i sumienia. Już dawno powinna byłaś donieść na niego na policję. Nie rozumiem czemu ciągle tego nie zrobiłaś…- zawinęłam pieniądze ponownie w torbę po czym rzuciłam ją za siebie.
   -Gdybym to zrobiła to tylko pogrążyłabym siebie. Zapomnij o tym na chwilę i ciesz się tym co jest teraz.- oparłam głowę o podgłówek i westchnęłam. Włosy ciągle leciały mi do oczu, więc szybko je związałam w kucyka.
        Kilkanaście kolejnych minut przejechałyśmy w kompletnej ciszy. W końcu nie wytrzymałam. Kiedy tylko auto zwolniło nieco wyskoczyłam z niego i stanęłam przed polem kukurydzy. Gdzieś w oddali widać było farmę, a tuż za nią las. W takim miejscu mogłabym mieszkać. Tak zwane zadupie, ale za to jak tu spokojnie. Nikt nie patrzy ci na ręce. Możesz być szczęśliwym.
   -Co ty wyrabiasz?- Shay była zdecydowanie rozbawiona moim zachowaniem i zamiast się denerwować uśmiechała się pod nosem.
   - Nie rozumiem jak mogłaś się wpakować w takie bagno. Czuję, że nie mówisz mi wszystkiego…- wyszeptałam wchodząc między pierwsze rzędy kukurydzy. Usłyszałam tylko westchnienie, ale żadnych kroków.
    -Mamy przed sobą tajemnice jak każdy normalny człowiek. Gdybyśmy wiedziały o sobie wszystko, to… To byśmy się nie przyjaźniły.- usłyszałam odpowiedź. Szatynka miała w jakimś stopniu rację. Nasze relacje zdecydowanie by się popsuły. Tajemnice wiązały by nas na wieki i sprawiały, że czułybyśmy się zmuszone do swojego towarzystwa, ale mimo wszystko chciałam wiedzieć o niej wszystko.
   Przebiegłam kolejne kilkadziesiąt metrów gubiąc przy tym drogę powrotną i wybuchłam histerycznym śmiechem.
   - Okey! Gdzie jesteś?!- krzyknęłam, ale nie uzyskałam odpowiedzi. Krzyknęłam jeszcze, ale zero reakcji.- Shay!- przerażona zaczęłam krążyć między kolejnymi kolbami. W momencie kiedy biegłam w kierunku lasu ktoś mocno chwycił mnie w pasie i zasłonił usta swoją dłonią. Chciałam odskoczyć, ale napastnik był za silny.
    -Spokojnie. Spłoszysz go.- wyszeptał mi ktoś do ucha spokojnym i chłodnym głosem. Przez pewien czas nie rozumiałam znaczenia jego słów dopiero kiedy uwolnił moje usta, a ja zobaczyłam królika, który nerwowo machał główką na wszystkie strony w poszukiwaniu wyjścia z tego labiryntu. Był równie zagubiony jak ja. Chłopak wyminął mnie i wolnymi oraz małymi kroczkami podszedł do zwierzęcia.
    Brunet miał na sobie koszulę w kratę i dżinsy, które nijak pasowały do tego otoczenia. W dłoni trzymał małą marchewkę. Nie mogłam oderwać od niego oczu aż do momentu kiedy ktoś zakrył mi oczy. Wrzasnęłam przerażona, a przestraszone zwierzę uciekło. Odskoczyłam i spojrzałam na przyjaciółkę.
   -Ale z ciebie panikara.- usłyszałam tylko na przywitanie.
   -Co wy w ogóle tu robicie? To miejsce raczej nie należy do najczęściej odwiedzanych.- warknął chłopak najwidoczniej zdenerwowany tym, że przegoniliśmy mu królika.
   -Dobrze się bawimy.- odparła Shay poprawiając włosy. W momencie kiedy brunet obrócił się w naszą stronę, a ja zobaczyłam chłopaka, który mimo kompletnego braku powodu miał na nosie przyciemniane okulary zamarłam. Już gdzieś coś takiego widziałam.
   -Aż tak cię razi słońce?- spytała kąśliwie szatynka. Szturchnęłam ją tylko łokciem po czym posłałam jej gniewne spojrzenie.
   -On nie widzi…- wyszeptałam najciszej jak umiałam.
  -Ale doskonale słyszy.- wychrypiał głosem nieco rozbawionym, ale też zmartwionym. Otrzepał spodnie z piachu, poprawił okulary po czym zrobił kilka pewnych kroków w przód. Nigdy nie widziałam tak pewnie poruszającego się niewidomego. W sumie nigdy nie widziałam osoby ślepej.- Chodźcie. Wyprowadzę was stąd.- spojrzałam na Shay, a ta na mnie z uniesioną brwią. Przytaknęłam na znak, że przecież nas nie zabije w drodze po czym poszłyśmy za nim.
   -Jestem Milo.- tylko tyle usłyszałyśmy z ust chłopaka do momentu aż doszłyśmy do farmy.

_______
Od Akwamaryn: Powiem wam, że jak na mnie to dość długo się z nim męczyłam. W sumie to i brak weny i brak czasu dają o sobie znać. Teraz już wiem, że czuje Jemi, kiedy mówi że się nie wyrabia. Mam tak samo, a to dopiero pierwszy tydzień :) Co do samego rozdziału to pomysłu jakoś specjalnie nie miałam. Wszystko wyszło w praniu.

piątek, 6 września 2013

1. Sprzedaję duszę.

Shay

             Spojrzałam na swoje odbicie w lusterku i zaczęłam poprawiać włosy. Vanessa nieprzerwanie mówiła jak bardzo nienawidzi swojej rodziny. Stałyśmy na światłach.
   -Już nie mogę się doczekać, kiedy się wyprowadzę!- warknęła tym samym kończąc monolog. W tym samym momencie ktoś głośno zatrąbił. Zerknęłam na kierowcę za nami, którego mogłam dostrzec w odbiciu lusterka. Opuściłam szybę.
   -Błagam cię, nie pakuj się w kłopoty. Choć raz sobie odpuść.- głośno się zaśmiałam. Nessa dobrze wiedziała, że to nie w moim stylu.- Masz zielone, ruszaj.
Za nami rozniosły się dźwięki klaksonów. Rozzłoszczeni kierowcy naciskali na nie coraz częściej. Westchnęłam. Gdy światło zmieniło się na pomarańczowe na mojej twarzy pojawił się złośliwy uśmiech. Wysunęłam rękę przez okno i pokazałam środkowy palec. Nacisnęłam z całej siły pedał gazu. Odjechałam z piskiem opon. Narwany kierowca musiał poczekać po raz kolejny na zielone światło.
   -Kiedyś nas zabijesz.-odparła szatynka głośno się śmiejąc. Posłałam jej jeden ze swoich najpiękniejszych uśmiechów.
   -Jak bardzo chcesz się wyrwać z domu?- zapytałam tajemniczo.
  -Bardzo. Oddałabym wszystko.- odparła bez chwili zastanowienia dziewczyna.
   -Wszystko, mówisz…nawet duszę?- ta przeszyła mnie wzrokiem. Cicho się zaśmiałam.
   -Nie jedziemy na uczelnie, prawda?- zapytała, choć znała odpowiedz.
   -Prawda.- mruknęłam. Chwilę po przyznaniu szatynce racji gwałtownie skręciłam na prawy pas, aby za moment móc zjechać z głównej drogi.
  -Nie wiem, co kombinujesz, ale nie chcę dziś umrzeć.- powiedziała.
                  Kiedy się zatrzymałyśmy Vanessa w końcu nie wytrzymała:
   -Gdzie my do kurwy nędzy jesteśmy?- naokoło nas był las.
Gdy wyjechałyśmy z miasta podążałyśmy jakieś dziesięć kilometrów mało używanymi drogami, kolejne pięć jechałyśmy przez las.
   -Shay! Słuchasz mnie?! To już nie jest zabawne, w co ty nas znowu…-podniosłam rękę w uciszającym geście i zaczęłam nasłuchiwać.
   -Jadą.-mruknęłam.- Nie wychodź z auta. James twierdzi, że powinno się obejść bez przeszkód. Jeżeli jednak coś by się stało, po prostu uciekaj.
Czarne BMW zatrzymało się około dwudziestu metrów przed moim pięknym autkiem. Wyjęłam z schowka szare pudełko, które dostałam od Jamesa. Pocałowałam przyjaciółkę w policzek.
  -Sprzedaję duszę, tylko po to żeby spełnić nasze marzenia.-szepnęłam z uśmiechem na ustach, po czym śmiało wyszłam z samochodu. Szłam odważnym krokiem przeklinając poranną decyzję o ubraniu szpilek.
Musisz być twarda. Jeżeli zauważą twój strach zaczną się niepokoić”
Słowa mojego byłego rozbrzmiewały w mojej głowie. Stanęłam dokładnie w połowie drogi podnosząc obie ręce do góry. Był to umówiony znak.
Kiedy usłyszałam trzask otwieranych drzwiczek powoli je opuściłam. Z czarnego BMW wyszedł dobrze zbudowany mężczyzna w skórzanej kurtce.
Byłby idealny dla Vanessy, ona uwielbia, kiedy faceci ubierają się w ten sposób.
   -Piękny dzień, prawda?- zapytałam, gdy do mnie podszedł.
   -Prawda.- odparł, a ja wyciągnęłam do niego rękę z pudełkiem.- Mogę zajrzeć?
Kiwnęłam głową na znak zgody. Mężczyzna wyjął scyzoryk i poprzecinał taśmę, którą było owinięte. Uśmiechnął się widząc zawartość.
   -Przekaż Jamesowi, że dobrze się z nim robi interesy.- powiedział wyciągając do mnie rękę z podobnym pudełeczkiem. Jego było znacznie mniejsze, ale dłuższe.- Oraz to, że dobiera sobie coraz piękniejszych współpracowników.- mruknął jednocześnie puszczając oczko. Ładnie się do niego uśmiechnęłam zapewniając go, że przekażę każde jego słowo i ruszyłam w stronę mojego samochodu. Gdy weszłam Vanessa blada na twarzy natychmiast zaczęła mi zadawać pytania.
   -Kim on był? I co mu dałaś?- po raz kolejny pocałowałam ją w policzek podając jej pudełeczko.
  -Zajrzyj.- sprawnie ruszyłam i nawróciłam. Byłam urodzonym kierowcą.
  -Ile?- zapytała oniemiała patrząc na plik banknotów.
   -Dwadzieścia tysięcy. Dokładnie tyle kosztuje ludzka dusza.
   -Nie wierzę, że to zrobiłaś.- mruknęła nadal w szoku.
   -To była jednorazowa usługa. Więcej temu kutasowi nie pomogę.- powiedziałam uznając, że mogę już bezpiecznie się zatrzymać. Teraz należało wszystko wyjaśnić Vanessie. Spojrzałam na nią i zaczęłam mówić. Z każdym moim słowem jej usta otwierały się coraz mocniej.


***

             Patrzyłam na zegarek…może jednak się pomyliłam? Może Vanessa tym razem nie zmieni zdania. Może rzeczywiście przesadziłam? Do teraz słyszę jej głos gdy krzyczy:
   -Dobrze zrozumiałam?! Właśnie uczestniczyłam w sprzedawaniu prochów?! Czy ty oszalałaś już do końca?! James to świr! Od kiedy z nim skończyłaś, a on zaczął się zajmować dilerką już kompletnie się stoczył! Nie przerywaj mi, teraz ja mówię! Twierdzisz, że tak po prostu postanowił dać ci te dwadzieścia tysięcy?! Od kiedy on jest taki dobroduszny?!
Nie powiedziałam jej całej prawdy. Gdyby ją poznała na pewno zabiłaby mnie na miejscu za to co zrobiłam tego dnia. James rzeczywiście nigdy nie był dobroduszny. Oprócz przekazania narkotyków miałam jeszcze jedno zadanie, o którym obecnie wolałam nie myśleć.
Kiedy oznajmiłam Nessie, że te pieniądze są dla nas abyśmy mogły pojechać w końcu na wakacje życia o których tyle mówiłyśmy odparła tylko:
   -Ruszaj. Chcę wrócić do domu.
Westchnęłam. Dochodziła jedenasta w nocy. Dlaczego to tak długo trwało? Nagle usłyszałam ciche wibracje mojego telefonu. Rzuciłam się na łóżko wyciągając rękę po komórkę leżącą na stoliku nocnym. Przesunęłam palcem po wyświetlaczu:
   -Zgadzam się. Chcę się stąd jak najszybciej wyrwać. Kiedy możemy wyruszyć?- na moich ustach pojawił się ogromny uśmiech.
   -Choćby jutro.


____
Od Jemi: Jestem strasznie podekscytowana tą historią, mam na nią mnóstwo pomysłów i chęci aby ją pisać :) Co myślicie o postaci Shay? Jest inna niż wszystkie dotychczasowe postacie które tworzyłam. Ja ją pokochałam :) 
Czekamy na rozdział Akwamaryn :*