piątek, 29 listopada 2013

9. Tylko śniadanie.

Shay 


Zmrużyłam oczy i zmierzyłam Ethana od dołu do góry. Jak zwykle miał na twarzy swój cyniczny uśmieszek i włosy w idealnym nieładzie.
   -Niedoszły morderca mojej przyjaciółki.- mruknęłam.
   -Moja ulubiona krowa.- odparł z niezmienioną miną. Podniosłam jedną brew do góry.
   -Jak często naukowcy proponują ci współpracę? Nie często można spotkać taką szowinistyczną świnie w ciele człowieka.- powiedziałam szalenie miło się do niego uśmiechając.
   -Jesteś taka zabawna. Nie myślałaś o tym żeby zostać komikiem? Wygląd na pewno ci ułatwi sprawę.- wolno się do siebie zbliżaliśmy. Już miałam otworzyć usta, gdy nagle poczułam na swojej ręce przyjemne ciepło. Natychmiast się odwróciłam. Sean patrzył na Ethana z wrogością.
   -Sean.- mruknęłam zdziwiona jego obecnością.- Co ty tu robisz?
   -Chciałem z tobą porozmawiać, w cztery oczy.- powiedział patrząc na mnie. W jego oczach widziałam błysk. Jednak nie potrafiłam jednoznacznie stwierdzić, co mógłby oznaczać. Zwykle nie miałam problemu z rozszyfrowaniem facetów. Sean był jednym z nielicznych wyjątków.
Spojrzałam na dumnego posiadacza Leona, który ostentacyjnie ziewał.
   -Dobrze, a ty lepiej wracaj do domu. Ona musi odpoczywać. Daj jej spokój. Nie żartuję.- chłopak głęboko westchnął. Wyminął Seana, który obdarzył go niezbyt przyjemnym spojrzeniem. Złapałam szatyna za rękę i pociągnęłam ku oknu. Kiedy byliśmy już w bezpiecznej odległości od ciekawskiego wzroku pielęgniarek zachęciłam chłopaka do mówienia.
   -Coś się stało?- zapytałam. Szatyn delikatnie się uśmiechnął. Patrzyłam na niego z wyczekiwaniem, ten jednak milczał.- Sean.- mruknęłam bez cienia zniecierpliwienia. Ten delikatnie dotknął mojego policzka.
   -Co robisz dziś wieczorem?- szepnął nagle zabierając rękę. W jego zielonych oczach widziałam zapowiedź obietnicy.
   -Nic konkretnego.- odparłam z udawaną obojętnością.
   -Co powiedziałabyś na małą powtórkę z ostatniego wieczoru? Tylko bez tej krwi i bójek.- cicho się zaśmiałam.- A więc przyjadę koło dziesiątej.- dodał i pocałował mnie w policzek. Po czym po prostu odszedł.
Jeszcze chwilkę stałam w tym samym miejscu kompletnie zszokowana. Jednak już po chwili się otrząsnęłam i ruszyłam w stronę sali, na której leżała Vanessa.


***   


Głośno się zaśmiałam na słowa przyjaciółki.
   -Nie, nie zamierzałam go zabić… Choć jego wiernego przyjaciela Leona chętnie bym pokiereszowała.- w odpowiedzi usłyszałam krótki śmiech.
   -Shay, muszę kończyć. Właśnie mamy wieczorny obchód. Udanego wieczoru.- mruknęła Ness i się rozłączyła nie pozwalając mi powiedzieć nic więcej. Spojrzałam na komórkę trzymaną w dłoni. Coś było nie tak. Zachowywała się, co najmniej dziwnie. Była nieobecna. Jakby coś lub ktoś zaprzątał jej myśli. Westchnęłam tym samym postanawiając sobie, że jutro, gdy będę ją odbierać ze szpitala przemówię jej do rozsądku. Nagle usłyszałam pukanie do drzwi. Rozejrzałam się dookoła. Hotel, w którym wynajmowałam pokój był dość obskurny, więc szybko sięgnęłam niewielką torebkę. Idąc do drzwi delikatnie obciągnęłam króciutką sukienkę, która ledwo, co zakrywała mi pupę i poprawiłam mocno wyeksponowany biust. Zgrabnie otworzyłam drzwi, wyszłam z pokoju i stanęłam przed zdziwionym chłopakiem. Gdy mnie zobaczył na niego ustach pojawił się cwaniacki uśmiech. Poczułam przyjemne ciepło w brzuchu.
Wyciągnął tylko rękę w moim kierunku. Delikatnie za nią złapałam i zjechaliśmy windą na dół. Oddałam klucze do recepcji. Przed hotelem czekała taksówka.
Przy wejściu do klubu Sean nachylił się nade mną i szepnął, że wyglądam fantastycznie. Ja na to zareagowałam tylko uśmiechem. Widziałam zazdrosne spojrzenia wielu dziewczyn w naszym kierunku. Szatyn był wysoki, dobrze zbudowany (co podkreślała jego czarna koszulka) i posiadał magnetyczne spojrzenie. Sean zapłacił za wejście, bramkarz złapał za nasze nadgarstki i przybił na nich pieczątki. Chłopak pociągnął mnie w stronę loży gdzie siedzieli jego znajomi. Po ogólnym zapoznaniu postawiłam kolejkę. Wszystkim się natychmiast poprawił humor. Kilka kolejek później wszyscy zachowywaliśmy się jak najlepsi przyjaciele. Złapałam za rękę blondynkę która siedziała niedaleko mnie i wyciągnęłam ją na parkiet rzucając Seanowi znaczące spojrzenie. Weszłyśmy w sam środek tłumu. Dosłownie chwilkę później pojawiło się już wokół nas mnóstwo facetów. W głowie szumiał mi alkohol. Chciałam tylko tańczyć i wirować na parkiecie. Błagałam świat aby tak było już zawsze.
Nagle poczułam jak ktoś mnie łapie za rękę i odciąga z objęć nieznanego mi faceta. Sean spojrzał na niego groźnie. Spojrzałam kusząco na szatyna i zarzuciłam mu swoje ręce na szyję. Już chwilę później porwała nas muzyka. Sean świetnie się poruszał.
Chciałam nieco ośmielić chłopaka więc odwróciłam się do niego tyłem i zaczęłam rytmicznie poruszać pupą. Sean przyciągnął mnie mocno do siebie. Chwilkę później poczułam wypukłość w jego spodniach. Na mojej twarzy instynktownie pojawił się uśmiech. Natychmiast odwróciłam się do niego przodem. W jego oczach widziałam niesamowitą rządze. Pragnął mnie. Poczułam jak mocniej ściska dłonią mój pośladek. W tym samym momencie poczułam przyjemną wilgoć pomiędzy nogami.
Nasza mowa ciał mówiła wszystko. Chwilę później zaczęliśmy się namiętnie całować. Czułam jego ciepłe, duże męskie dłonie. Chciałam być jeszcze bliżej niego. Pragnęłam poczuć go w sobie.
   -Chcę cię.- wymruczał do mojego ucha.
   -Bierz.- jęknęłam. Sean bez zastanowienia złapał mnie za rękę i zaczął wyprowadzać z klubu. Kiedy znajdowaliśmy się już za budynkiem chłopak zaczął mnie namiętnie całować, zapowiadając tym niezapomnianą noc.
   -Do mnie mamy bliżej.- mruknęłam.
Sean powoli wodził językiem po moim rozgrzanym ciele. Delikatnie ale zdecydowanie zaczął operować nim za moim uchem, doprowadzając mnie tym samym do szaleństwa. Po chwili zaczął pieścić mój biust. Cicho jęknęłam z rozkoszy kiedy mocniej złapał mnie za pośladek. Sprawnie zdjął moje figi. Kiedy już we mnie wszedł byłam niesamowicie rozpalona. Przyciągnęłam go mocniej do siebie. Moje ciało wyginało się co chwilę w łuk. Czułam się wspaniale.
   -Mocniej…-szepnęłam. Już po chwili głośno jęknęłam z rozkoszy. Byłam pewna, że znajduje się w niebie.  


***   


Uchyliłam ciągle zmęczone powieki, a moim oczom ukazał się idealnie wyrzeźbiony męski tors. Delikatnie się uśmiechnęłam na wspomnienie poprzedniej nocy. Sean ciągle spał. Przejechałam palcem po jego umięśnionej ręce, którą mnie obejmował. Cicho mruknął otwierając oczy.
   -Dzień dobry.- szepnął zachrypniętym wciąż sennym głosem.
   -Dzień dobry.- odparłam.- Muszę się szykować. Za godzinę powinnam odebrać Vanesse ze szpitala. Ma wypis.
Powiedziałam spoglądając kątem oka na zegarek na stoliku nocnym. Była już jedenasta.
   -A więc masz jeszcze mnóstwo czasu.- mruknął całując moje ramie. Pokręciłam przecząco głową wstając z łóżka.
   -Muszę się jeszcze spakować. Dziś jedziemy w dalszą podróż.- zarzuciłam na siebie prześcieradło i ruszyłam do łazienki. Wzięłam szybki prysznic i związałam włosy w kucyk. Po umyciu zębów i ubraniu byłam już gotowa. Wszystko zajęło mi około dwudziestu minut. Gdy wyszłam Sean akurat wrócił do pokoju ze śniadaniem.
   -Zjemy jeszcze razem?- zapytał z nadzieją.
   -Nie powinniśmy.- mruknęłam. Chłopak odłożył jedzenie na stolik.
   -To tylko śniadanie.- odparł.
   -Dla mnie może i tak. Dla ciebie chyba nie. Nie chce ci dawać żadnych złudnych nadziei Sean. Jesteś szalenie przystojny i dobrze się z tobą bawię, a wczorajsza noc była najlepszą jaką do tej pory przeżyłam...ale nic poza tym. Nie chce się teraz wiązać.- powiedziałam na jednym wydechu. Chłopak patrzył na mnie w ciszy.
Zamknęłam oczy spodziewając się wybuchu gniewu z jego strony lub po prostu tego, że wyjdzie i trzaśnie drzwiami. On jednak nic takiego nie zrobił. Po prostu się czule uśmiechnął.
   -Zjesz ze mną tylko śniadanie?- zapytał. Mimowolnie się uśmiechnęłam. Zaskoczył mnie.
   -Umieram z głodu.
Stukałam nerwowo w kierownice nie mogąc zapomnieć słów szatyna.
„Rozumiem Shay i nie mam zamiaru się narzucać ale jeżeli tylko będziesz miała ochotę się spotkać po raz kolejny to po prostu zadzwoń, a ja pojawię się możliwie jak najszybciej.”
Sean zaskakiwał mnie na każdym kroku. Nasze pożegnanie nie było ckliwe, nie było żadnych pocałunków ani płaczu. Po prostu wziął swoją kurtkę i szepnął „do zobaczenia”. Uśmiechnęłam się do swoich rozmyślań. Dobrze wiedziałam, że to nie było nasze ostatnie spotkanie. Bo Sean był inny od wszystkich facetów których poznałam do tej pory.
   -Shay!- podniosła głos Vanessa.
   -Wybacz zamyśliłam się.- mruknęłam.- Co mówiłaś?
   -Nie jeźdźmy jeszcze dziś. Proszę, zostańmy na noc. Chciałabym jeszcze dziś wyspać się w wygodnym łóżku.- westchnęłam.- Muszę odpocząć Shay.
   -No dobrze, ale jutro z rana zwijamy się stąd jak najszybciej. Nie chcę już więcej oglądać tego parszywego uśmiechu Ethana.


***   


Leżałam na brzuchu licząc pieniądze które nam pozostały. Gdy nagle mój telefon zaczął wibrować. Pewna, że to Sean śmiało odebrałam z uśmiechem na ustach.
   -To ja miałam się odezwać.- powiedziałam.
   -Witaj Shay.- nagle moje serce stanęło. Zamarłam. Nie mogłam otworzyć ust.- Czas spłacić dług maleńka.- usłyszałam chrapliwy głos Jamesa.

_______
Od Jemi: Nie wiem co powiedzieć o tym rozdziale. Więc wszelkie opinie pozostawiam Wam kochani :*

poniedziałek, 25 listopada 2013

8.Bez tej blizny była byś nieznośnie idealna



Vanessa


    Zacisnęłam dłonie mocniej na pościeli łóżka czując przeokropny ból w brzuchu. Już chciałam unieść rękę by dotknąć rany, gdy ktoś gwałtownie ją złapał i przytrzymał.
  -Shay? Co ty tu robisz?- zapytałam na moment zapominając o pieczeniu.  Dziewczyna tylko uśmiechnęła się sztucznie po czym usiadła na krawędzi łóżka.
  -Jak się czujesz? Wszystko okey? Nic cię nie boli? Może zawołam pielęgniarkę to da ci więcej tych prochów przeciwbólowych.- ścisnęłam rękę przyjaciółki nie mogąc złapać przez chwilę oddechu. Drugą dłonią podciągnęłam bluzkę i spojrzałam na ranę, która z każdą chwilą wyglądała coraz gorzej. Brzuch zaczął mi sinieć., a wkoło rany pojawiły się drobne, czerwone plamki.
  -O kurwa… Co to jest?- wymsknęło się Shay. Spojrzałam na nią błagalnie po czym zakryłam brzuch bluzką. Jeszcze tego mi brakowało. Sama umiałam stwierdzić co to jest. Pamiętam jak kiedyś Victoria rozcięła sobie palec nożem i źle go osłaniała. Właśnie wtedy wdarło się takie zakażenie jak moje. Dodatkowo moja rana była trzy razy głębsza.
   -Zawołaj lekarza.- powiedziałam puszczając jej dłoń i spoglądając w stronę drzwi. Stał w nich Ethan i ktoś jeszcze, kogo w ogóle nie znałam. Mogłam jedynie podejrzewać, że jakiś kolejny facet Shay.
   Dziewczyna spojrzała na mnie przerażona i wybiegła z sali. Nim zdążyła wrócić ja miałam okazję kilka razy zmierzyć Ethana od stóp do głów i stwierdzić, że nieźle od kogoś oberwał.
  -Shay ma mocny cios.- skwitował tylko w momencie kiedy do pomieszczenia wszedł lekarz razem z moją przyjaciółką.
   -Jak się pani czuje?- spytał lekarz zerkając na jakąś kartkę. Moja odpowiedź i tak pewnie za bardzo go nie interesowała.
   -Świetnie. Co z tego, że piecze jak cholera i mam siny brzuch. Poza tym wszystko jest w jak najlepszym porządku? Może podyskutujemy o pogodzie? Czyż nie piękną dziś mamy panie doktorze?- spytałam ironicznie i na tyle ile mogłam uśmiechając się sztucznie.
   Lekarz nie odpowiedział. Jedyne co zrobił to zerknął na ranę i kazał pielęgniarką zawieźć mnie na blok operacyjny.
 -Chyba potrzebna jest moja zgoda do tej operacji!- warknęłam nie pozwalając się rozebrać do naga.- Co to za szpital!- wrzasnęłam.
   -Zgadza się pani na operacja? Zaznaczę tylko, że jeśli nie to może pani już szukać miejsca na cmentarzu.- kobieta nieco starsza ode mnie, ale nie na tyle by być moją matką robiła mi łaskę czy co? Nie raz byłam w szpitalu i wiem jak powinno to wszystko wyglądać.- Jedziemy. Powiedziała do drugiej kobiety i razem popchnęły mnie wraz z łóżkiem na korytarz.

Trzy dni później:
    Miałam strasznie ponury humor przez ostatnie kilka dni. Jedyne na co mogłam się wysilić to ironiczny uśmieszek do którejś z pielęgniarek. Zabroniono mi widywać się z kimkolwiek i nawet oszustwa Shay co do tego, że jesteśmy siostrami na niewiele się zdały. Na początku myślałam, że jestem chora na coś zakaźnego, ale przecież oni nie trzymali mnie w izolatce, a lekarze wchodzili tu bez żadnych maseczek. Co jakiś czasy tylko widziałam przez szybę to Shay, to Ethana. Raz przyszedł z nimi ten drugi chłopak. I powiem, że był naprawdę przystojny.
   -Mogę?- przestraszona poderwałam się i usiadłam wyprostowana na łóżku.
   -Jak wszedłeś?- spytałam chłopaka, który najwidoczniej rozbawiony moją reakcją nie uważał odpowiedzi na to pytanie za istotną.
   -Wiesz, że Shay mnie pobiła, bo myślała, że chciałem cię zabić? Chyba musisz jej to wyjaśnić jak wyjdziesz. Tylko byle szybko, bo ona nie daje żyć mojemu Leonowi. Ostatnio wciąż chodzi taki oklapnięty i smutny. Chciałbym go postawić na nogi. Pomożesz mi?- cicho się zaśmiała. Pierwszy raz od trzech dni prawdziwie.
  -Jasne. Jak tylko wyjdziemy.- odparłam wykręcając oczami. Już miałam dorzucić coś jeszcze, kiedy chłopak wbił się gwałtownie w moje usta i bez zastanowienia wstając z krzesełka przeniósł się na łóżko szpitalne. Jego pocałunek był tak słodki i tak pełen namiętności, że nie umiałam przestać. Pewnie gdyby był to ktoś inny spadł by z łóżka od razu. Ethan jednak zdążył uklęknąć tak by moje nogi były pomiędzy jego i przyciągnąć mnie do siebie na tyle by nie poodrywać ode mnie tych wszystkich kabelków, które monitorowały pracę mojego serca. Kiedy w końcu musiał złapać oddech i się ode mnie odkleił dałam mu w twarz. Odrzut był tak silny, że jego głowa przekręciła się o dziewięćdziesiąt stopni.
  -Podobało ci się.- usłyszałam tylko w odpowiedzi. Nie wierzyłam, że był aż tak arogancki.
  -Złaź. Zaraz przyjdzie pielęgniarka i cię zobaczy. W ogóle nie powinno cię tu być.- wyszeptałam. Dopiero teraz zauważyłam wybrzuszenie w spodniach chłopaka. Zakryłam usta dłonią nie mogąc powstrzymać się od śmiechu.
  -Jeden pocałunek i mój Leon już stanął na nogi.- szatyn zszedł ze mnie, odwrócił się tyłem, pomajstrował coś przy swoim koledze po czym zabrał z stolika okulary przeciwsłoneczne i już miał wychodzić.
  -A przeprosiny?- zawołałam nieco głośniej niż to było konieczne, bo Ethan stał dopiero przy drzwiach.
  -Przepraszam, że było tak słabo. Wiem, że pocałunki nie są moją mocną stroną, ale następnym razem będzie lepiej. Sama się przekonasz.- odparł wychodząc z pokoju.


***


   -Jestem zmęczona. Możemy wyjechać dalej jutro? Chciałabym jeszcze się przespać w wygodnym łóżku jedną noc.- spytałam Shay, która była nastawiona na wyjazd z tego miejsca jak najszybciej.
  -Jeśli czujesz taką potrzebę to jasne, ale jutro z samego rana wyjeżdżamy. Mam nadzieję, że nigdy więcej nie zobaczę na oczy tego Ethana. Co to w ogóle za typ?- nie odpowiedziałam. Co miałam jej powiedzieć? Że się z nim całowałam i było wręcz nieziemsko? Przecież to głupie. Ethan to był tylko kolega, ale to, że mnie uratował w pewnym sensie sprawiło, że czułam się dłużna w stosunku do niego.
  -Pomógł mi. Gdyby nie on… Nie ważne zresztą. Wezmę klucz.- powiedziałam podchodząc do recepcji i podając swoje dane. Już po chwili miałam w dłonie klucz od pokoju dla mnie i Shay.
   -Nie jesteś mu nic winna. Pamiętaj o tym, bo on może to wykorzystać.- przytaknęłam, choć tak naprawdę nie czułam od niego chęci wykorzystania. Jasne, był trochę zboczony i nie wyżyty seksualnie, poza tym miał swojego kolegę, któremu nadał nawet imię oraz posiadał przerośnięte ego, ale nie chciał źle. W pewnym sensie nie chciałam go zostawiać i jechać dalej.
   -Wiem. Będę w pokoju.- powiedziałam wchodząc po schodach i żegnając się z przyjaciółką. Miała podobno jeszcze coś do załatwienia, a ja nie chciałam jej przeszkadzać. Na górnym piętrze było wszędzie pełno płatków róż. Zarówno białych jak i czerwonych. Uśmiechnęłam się pod nosem dochodząc za tymi śladami do drzwi numer trzydzieści dwa, który były moim pokojem. Kiedy tylko weszłam do środka zobaczyłam przyciemnione światło i dwie świecie stojące na prowizorycznie zrobionym stole. Uniosłam jedną brew przyglądając się chłopakowi, który właśnie wyszedł z łazienki ubrany w czarny smoking. Na nosie jak zwykle miał okulary, choć zapewne przez to nawet mnie nie widział w tej ciemności.
   -Witaj śliczna. Głodna?- spytał podchodząc do mnie bliżej i zamykając za mną drzwi. W ten oto sposób stałam teraz oparta o nie , a on blokował mi drogę obiema rękoma.
  - Raczej śpiąca.- westchnęłam patrząc na klucz w mojej ręce. Zrezygnowałam jednak z pytania jak tu się dostał. Po wizycie w szpitalu wiedziałam, że on może się włamać wszędzie.
   Pocałował mnie. Znowu. Tym razem zdecydowanie bardziej delikatnie. Pozwolił mi zareagować i odwzajemnić pocałunek i choć wiedziałam, że jutro mnie tu nie będzie chciałam mieć go dzisiaj na wyłączność.
  -Chodź.- wyszeptał mi do ucha ciągnąc mnie w kierunku łazienki gdzie czekały mnie kolejne niespodzianki. Tu tak samo jak w  sypialni było pełno świec i płatków róż. Wanna wypełniona po brzegi wodą i pianą sprawiała, że miałam ochotę się w niej zanurzyć.
   -Ethan ja jutro wyjeżdżam…- powiedziałam w momencie kiedy chłopak zaczął mnie rozbierać.
   -Wiem i pojadę za wami na koniec świata. Pojadę za tobą.- jego słowa sprawiły, że uśmiech na mojej twarzy stał się jeszcze bardziej wyraźny. Szatyn złożył na moich ustach kolejny pocałunek. Kiedy byłam już bez spodni, a on chciałam ciągnąc ze mnie bluzkę gwałtownie go zatrzymałam. Dotknęłam dłonią brzucha gdzie wciąż czułam wybrzuszenie po cięciu, a moje oczy się zaszkliły. Czułam, że zaraz się rozpłaczę i to będzie koniec.
  Ethan spojrzał mi głęboko w oczy po czym przykucnął i uniósł bluzkę tak by wiedzieć ranę.
  -Wiesz, że sprawia, że jesteś piękniejsza i wyjątkowa? Bez tej  blizny była byś nieznośnie idealna.- wychrypiał całując mnie po całym brzuchu. 
   Kiedy w końcu byliśmy oboje w samej bieliźnie weszliśmy do wanny. Woda wylewała się na wszystkie strony.
  -Dziękuję.- powiedziałam opierając się o jego tors i jeżdżąc palcem po wewnętrznej części jego dłoni.
  -To ja powinienem dziękować za to, że pozwoliłaś mi poczuć swoją bliskość.- obróciłam się przodem do niego siadając przy tym na jego nogach i patrząc chłopakowi głęboko w oczy. Teraz nie umiałam powstrzymać łez. Płakałam jak małe dziecko.- Nie płacz. Nie masz powodu.- wtuliłam się w Ethana z całych sił i zacisnęłam swoje dłonie na jego włosach.
   -Pierwszy raz czuję się potrzebna.


___
Od Akwamaryn: Rozdział napisałam dość szybko. Wena mnie dopadła:) Tak na prawdę sama nie spodziewałam się takiego obrotu sprawy, ale mam nadzieję, że wam się podoba...

niedziela, 17 listopada 2013

7. Niewyżyty Żyd.

Shay

                 Vanessa szaleńczo popchnęła drzwiczki samochodu i wyleciała jak burza z jego wnętrza. Cicho się zaśmiałam widząc zdesperowaną brunetkę, która walczy z tym, aby się nie posikać w miejscu publicznym. Zgasiłam auto. Nie spiesząc się zaczęłam poprawiać swój dość ostry makijaż. Nagle usłyszałam głośny warkot. Kilka sekund później koło mojego auta stanął czarny motocykl. Jego kierowca sprawnie z niego zszedł. Wyszłam z samochodu. Motocyklista szybko zdjął z głowy kask. Ku mojemu zaskoczeniu okazał się nim miły facet z baru.
   -Shay.- mruknął ciepłym męskim głosem. Podeszłam do niego i złożyłam na jego policzku całusa.- Wyglądasz…- dokładnie mnie zmierzył od dołu do góry.-…dobrze.- dokończył. Położył kask na swoją maszynę.
   -Dziękuję.- odparłam.
Wyciągnął w moją stronę dłoń. Wplotłam swoje palce w jego. Miał tak dużą rękę, która była tak przyjemnie ciepła, ale zarazem szorstka. Na mojej twarzy pojawił się uśmiech.
Jezu…zachowuje się jak nastolatka.
   -Gdy jechałam na imprezę zdałam sobie sprawę, że nawet mi się nie przedstawiłeś.- Powiedziałam, aby zagłuszyć własne myśli.
   -Sean.- powiedział pewnie. Stanęliśmy przy wejściu do klubu. Kolejka nie była zbyt duża. Impreza trwała już w najlepsze, więc szybko dostaliśmy się do środka. Sean kupił dwa bilety. Bramkarz złożył na naszych nadgarstkach pieczątki i weszliśmy do środka. Muzyka była bardzo głośna. Nie słyszałam własnych myśli. I właśnie za to uwielbiałam kluby.
Miałam ochotę porządnie się nawalić. Złapałam Seana za dłoń i pociągnęłam w kierunku baru. Chłopak jednak pociągnął mnie w swoją stronę i nachylił się nade mną.
   -Shay, muszę załatwić najpierw jedną małą sprawę. Zaraz do ciebie wracam. Nie uciekaj mi.
Kiwnęłam głową na znak zgody. Chociaż doskonale wiedziałam, że kłamię. Kilku mężczyzn przy śliniło się na mój widok. Chłopak zaczął się oddalać, nagle zrobiło się ogromne zamieszanie. Ktoś mocno uderzył mnie w plecy. Na chwilę straciłam oddech, a przed oczami zobaczyłam czarne plamy. Jednak już po chwili ktoś mocno mnie trzymał za ramiona. Spojrzałam ponad siebie. Sean patrzył na mnie z troską w oczach. Ochroniarz, który przed chwilą bezlitośnie na mnie wpadł był już przy wejściu do łazienek. Wokoło pojawiło się mnóstwo ludzi. Ochroniarze wynieśli za kark z łazienki chłopaka całego we krwi. Po chwili do klubu wbiegli sanitariusze. Nie miałam pojęcia co się dzieje. W tym momencie zobaczyłam wychodzącego z toalet Ethana z zakrwawioną Nessą na rękach.
Natychmiast zaczęłam się przeciskać w ich kierunku. Sean podążał za mną. Popychał ludzi którzy stali nam na drodze.
   -Proszę się odsunąć!- krzyczał ochroniarz.
   -To nasza siostra kretynie! Mamy prawo jechać z nią do szpitala!- ryknęłam mu wprost do ucha wskazując na siebie i Seana wściekłym ruchem. Ten jednak tylko nas popchnął. Sean wyrazie zdenerwowany całą tą sytuacją bez najmniejszego niezdecydowania przywalił mu w twarz z pięści. Złapał mnie mocno za rękę i pociągnął w stronę wychodzącego z klubu Ethana.
Kiedy udało nam się już przedrzeć przez ochronę karetka odjeżdżała, a Ethan biegł na parking.
   -Leon!- krzyknęłam za nim ile miałam sił w płucach. Jednak był już za daleko. Nic nie słyszał.
   -Szybko. Jeżeli pojedziemy moim motocyklem to go dogonimy.- powiedział stanowczo brunet. Zrzuciłam z nóg szpilki wyrzucając je gdzieś za siebie i łapiąc się za ręce zaczęliśmy szaleńczo biec. Kiedy dotarliśmy do odpowiedniego miejsca Ethan wyjeżdżał z piskiem opon z parkingu. Sean rzucił mi kask. W trakcie gdy go ubierałam pomógł mi wsiąść. Sam już po chwili odpalał swoją maszynę.
   -Trzymaj się z całej siły!- ryknął starając się przekrzyczeć warkot silnika. Zrobiłam tak jak mówił. Już po chwili znaleźliśmy się na ulicy. Brunet bez problemu wyprzedzał wszystkie auta. Jego miejsce było między liniami. Prawie natychmiast dogoniliśmy Ethana.
Czułam strach i bezsilność, a jednocześnie podekscytowanie. Moje serce biło niesamowicie szybko. Miałam wrażenie, że zaraz wypadnie mi z klatki piersiowej. Chłopacy agresywnie zjechali z głównej drogi na szpitalny parking. Równocześnie zgasili silniki. Zgrabnie zeszłam z motocykla i zdjęłam kask. Ethan był zaszokowany moim widokiem.
Natychmiast do niego podeszłam i mu przywaliłam z pięści w twarz.
   -Co ty jej zrobiłeś niewyżyty Żydzie?!- krzyknęłam zamachując się po raz kolejny. Chłopak uchylił się przed kolejnym ciosem.
   -Gdyby nie ja, Vanessa by została zgwałcona a potem zamordowana głupia krowo!- odkrzyknął.- Opanuj się!
Sean stanął między nami.
   -Kim ty do cholery jesteś?!- zapytał dumny posiadacz Leona patrząc na wysokiego bruneta.
   -Przyjacielem Shay i nie życzę sobie żebyś ją nazywał krową! Nawet jeżeli zachowuje się kompletnie nielogicznie!
   -To niech przestanie się zachowywać jak by miała jakieś zaburzenia psychiczne!- warknął dotykając rozciętego policzka.- Matko, jesteś mała ale silna jak byk.- jęknął spoglądając na krew na ręce.
Wzięłam głęboki oddech.
   -Dobra uspokójmy się. Krzyki do niczego nie prowadzą. Trzeba się dowiedzieć co dzieje się z Vanessą.- powiedziałam stając między facetami.

***


            Weszliśmy szybkim krokiem do przychodni pogotowia ratunkowego. Natychmiast skierowaliśmy swoje kroki do recepcji.
   -Moja siostra właśnie została tutaj przywieziona karetką. Ma na imię Vanessa. Wie może pani co się z nią w obecnej chwili dzieje?- pielęgniarka spojrzała na nas jak na wariatów.
   -Jest na sali zabiegowej. Przepraszam ale czy wszystko dobrze?- zapytała.
Spojrzałam na każdego z nas. Ethan był cały od krwi i miał rozcięty policzek, włosy Seana były w kompletnym nieładzie, a jego koszulka podarta, ja natomiast byłam boso, a moja pięść była cała czerwona.
Uderzyłam się otwartą ręką w czoło.

___________

Od Jemi: Poczułam niesamowity przypływ weny :D Rozdział nie jest zbyt długi ale na pewno dużo się w nim dzieje. Mam nadzieję, że wam się podoba tak bardzo jak mi :*

piątek, 15 listopada 2013

6.Chcesz mnie pożreć w całości?



Vanessa

    Westchnęłam głośno padając twarzą prosto na miękkie łóżku. Było tak przyjemnie ciepło i przytulnie. Pierwszy raz spostrzegłam plusy spania w hotelu. Po całej praktycznie nocy spędzonej na drodze miałam dość i nawet dawka snu, którą mi tu zafundowano nie pomogła. Dalej miałam ochotę zasnąć i spać, i spać, i spać… Marzyłam o tym, ale wiedziałam, że trzeba jechać dalej.
  -Witaj piękna.- zacisnęłam mocniej dłonie na pościeli słysząc ten przyjemnie zachrypnięty głos. Sprawiał, że czułam na całym ciele dreszcze i miałam ochotę skoczyć za nim w przepaść.
   -Witaj Ethan.- powiedziałam całkowicie poważnie podnosząc się z łóżka i podchodząc do szatyna.- Witaj Leon.- dodałam pochylając się na wysokość krocza chłopaka. Usłyszałam cichy śmiech i to nie należący do Ethana. Ten nadal zachowywał kamienną twarz i tylko na moment kącik jego ust drgnął ku górze.
   -Leon ma ochotę na twoją Gazelę. Co powiesz byśmy urządzili małą ucztę?- zacisnęłam zęby by nie wybuchnąć śmiechem i nie rzucić się na podłogę plując przy tym śliną. Zdecydowanie nie trafione porównanie, ale stara się chłopak i mu to wybaczę.
   -Chcesz mnie pożreć w całości?- spytałam ironicznie stając na palcach by spojrzeć mu w oczy. Byliśmy tak niebezpiecznie blisko siebie, że w każdej chwili mogłam uderzyć czołem o jego bark. Czemu on był takim olbrzymem?  
   -Tym razem pozwolę ci połknąć mnie. Co ty na to kotku?- szeroki uśmiech chłopaka świadczył o tym, że czuł się wygranym, ale to był dopiero początek tej potyczki na słowa z drugim dnem. Byłam w tym lepsza, byłam najlepsza.
   -Może i Gazel łat…- nim zdążyłam skończyć do pokoju wpadła Shay. Wręcz wiła się ze śmiechu i krztusiła własną śliną. Chyba wszystko słyszała. Posłałam tylko Ethanowi chytry uśmieszek po czym usiadłam na łóżko. Kiedy tylko moja przyjaciółka trochę ochłonęła, a ja zdążyłam już powymieniać z chłopakiem kilka spojrzeń skończyło się wysłuchiwanie śmiechów Shay.
  -Dobrana z was parka, ale i tak trzymaj się od niej z daleka.-zagroziła szatynka zarzucając włosami.- Ona jest moja.- poprawiłam dekolt bluzki kiedy zauważyłam chamskie spojrzenie Ethana w kierunku w którym nie powinien patrzeć jako gentelman. – Koniec tej zabawy. Zabieram cię dziś na mega imprezę. Co ty na to? Tak, tak chętnie pójdę.- odpowiedziała sama sobie udając mój głos.
  -Ja tak nie piszczę.- odburknęłam tylko zakładając na gołe stopy swoje kremowe balerinki.
   -To kiedy jedziemy?- wtrącił się nagle szatyn unosząc zabawnie brwi w górę i w dół. Shay jednak nie było już do śmiechu. Z poważna miną skrzyżowała ręce na piersi i oparła się o ścianę.
  -My? Chyba się całkiem pogięło. Jedyne gdzie możesz iść to do damskiego klopa pieprzyć się z jakąś dziwencją. Tam gdzie twoje miejsce.- wykręciłam oczami, ale rzeczywiście chłopak tam pasował. Idealny przystojniaczek. Tacy to mają ful kasy i lubią zabawy na jedną noc. Zawsze mnie zastanawiało czy umiał by przetrwać celibat aż do ślubu taki typek. Ja sobie to obiecałam i słowa dotrzymam.
   -Jesteś chętna?- słowa te  wypowiedział z ogromną powagą co tylko spowodowało mój wybuch śmiechu. Czy on uśmiechał się wtedy kiedy było to konieczne?
***

      Nerwowo przebierałam nogami. Mieliśmy jechać tylko kilka minut, a ta wyprawa trwała już bite trzydzieści. Koniecznie potrzebowałam do toalety. Udało nam się spławić Ethana, choć raczej to Shay go odesłała z kwitkiem kilkoma kolejnymi ripostami tym razem już nie do pobicia. Wciąż miałam przed oczami twarz Ethana i jej kamienny wyraz, to jak zabawnie rusza brwiami i jego wypowiedzi z podtekstem. Jak tu się do niego nie uśmiechać? On był nieprzewidywalny i przezabawny.
   -Jesteśmy.- kiedy tylko usłyszałam te słowa wybiegłam z samochodu i pognałam w stronę klubu. Przepychając się między ludźmi przedarłam się do łazienki i od razu wbiegłam do kabiny. Może to i dziwne, ale byłam przekonana, że ktoś mnie obserwuje. Kolejny już raz sprawdziłam czy zamknęłam dobrze drzwi. Wszystko okey.
   -Koniec! Czy ty nic nie pojmujesz?! To jest koniec! Nie kocham cię!- wrzeszczała jakaś dziewczyna zza drzwi. Chyba zaczęli się szarpać bo dało się usłyszeć głośne odgłosy uderzania czegoś o ścianę. Byłam jednak zbyt przerażona by zareagować.
   -Zostaw mnie! Sukinsyn!- damski głos był przeraźliwie głośny, ale w porównaniu do muzyki zza ściany nie miał większego przebicia. Szybko i bezszelestnie podkuliłam kolana i oparłam je na muszli klozetowej. Momentalnie odechciało mi się korzystania z toalety.
   -Zamknij mordę suko. Jesteś taka jak wszystkie. Kolejna szmata. Będziesz się ze mną kochać czy ci się to podoba czy nie!- już miałam wstrzymać oddech kiedy nagle z mojego gardła wydobyło się ciche czknięcie. Właśnie w takiej chwili musiałam dostać czkawki!
   Szarpanina ucichała i teraz ktoś sowimi wielkimi zapewne buciorami uderzał w drzwi wszystkich kabin po kolei.
   -Gdzie się chowasz? Znajdę cię!- zebrałam się w sobie na tyle bardzo by powoli przekręcić zamek w drzwiach i wyjść na zewnątrz. Oszacowałam już odległość, którą musiałabym pokonać i spokojnie dałabym radę przebiec, ale w momencie kiedy zobaczyłam blondynkę z rozdartą wargą, za siniaczonym okiem i ręką wygiętą w nienaturalnym kształcie postanowiłam coś zrobić. Nie mogłam tak po prostu uciec i mimo, że czułam przeraźliwy strach zachowałam zimną krew. Jak Ethan. Nie pokażę strachu to mnie zleje. Miałam taką nadzieję. Zamiast tego jednak otrzymałam tylko ciągnięcie za włosy i obcałowywanie mojej szyi. Zaczęłam się szarpać co tylko pogorszyło sytuację. Chłopak teraz już nerwowy nieco bardziej wyjął zza spodni nóż. W moim gardle automatycznie stanęła gula.
   -Zostaw ją!- wrzasnęła blondynka, ale była na tyle słaba, że nie mogła podnieść się z ziemi.
   -Teraz mam dwa razy więcej zabawy i dwa razy więcej krwi. Ty będziesz pierwsza piękna. Co powiesz na to jak okaleczę ci tę piękną buźkę?- chłopak zaśmiał się cicho dotykając swoimi ustami mojego dekoltu. Rzucił mną o ziemię i już chciał przejechać nożem po moim policzku kiedy szybko poderwałam się z ziemi. Ostrze zamiast po twarzy przecięło cienki materiał koszulki i otarło się o mój brzuch w dość dużej rozpiętości. Byłam wręcz przecięta na pół, ale jedyne co czułam to ulga. Bo właśnie w tym momencie ktoś wpadł do sali. Nie widziałam go jedynie słyszałam czyjeś kroki szamotaninę, bo opierałam się dłońmi o tylną ścianę i spuściłam głowę pomiędzy ramiona. Zerkałam co jakiś czas na krew, z której kapało kilka kropel.
   -Nessa!- jedyne co zrobiłam słysząc swoje imię i ten głos wskazałam na dziewczynę siedzącą w kącie i cicho płaczącą.
   -Nic mi nie jest. Pomóż jej.- wysapałam łapiąc za papierowe ręczniczki i przykładając je sobie do rany. Osunęłam się po ścianie i otarłam spocone czoło. Chłopak jednak mnie zignorował, bo tylko zawołał ochroniarzy po czym wziął mnie na ręce.
   -Chyba jednak jeszcze jedną noc prześpisz się w tym hotelu. Co ty na to? Może urządzimy ucztę? Gazela i Leon na pewno się polubią.- chłopak nawijał jak szalony nie reagując na moje protesty.- Wiesz, że Leon może zmienić swoje nawyki żywieniowe i zacząć bawić się z Gazelą w mokrą pałkę. Masz ochotę?- uśmiechnęłam się pod nosem posyłając Ethanowi spojrzenie typu ,,Chyba jednak nie’’ i wtulając się w jego tors. – Zobaczysz… Leon i Gazela jeszcze będą razem.

____
Od Akwamaryn: Hahaha! Jestem super! Wiecie czemu? Bo mimo tego, że jutro mam ogromny sprawdzian z  matematyki to napisałam dla was rozdział! Jak wam się podoba, bo mi nawet, nawet. Choć to w sumie chyba mój najlepszy rozdział jak na  razie.

wtorek, 5 listopada 2013

5. Niebezpieczny błysk.

Shay 


Okryłam się mocniej cienką kurtką. Jest stanowczo za zimno jak na tą porę roku. Na chwilkę przystanęłam. Wyjęłam z kieszeni spodni telefon i przejechałam po ekranie. Nadal nie było zasięgu. Głęboko westchnęłam i ruszyłam przed siebie.
Nienawidziłam Ethana za to, że spowodował wypadek. Machnęłam ręką. Gdy jestem zła, nienawidzę wszystkich.
Po pięciu minutach dotarłam na miejsce. Stanęłam przed wysoką żelazną bramą i zaczęłam szukać furtki. Nagle usłyszałam za sobą niski męski głos.
   -Czego tu szukasz?- Natychmiast się odwróciłam uderzając plecami w bramę.
   -Chciałam prosić o pomoc.- Odparłam.- Jakieś dwa kilometry stąd ja i moja przyjaciółka miałyśmy wypadek. Samochód sprawcy jest w złym stanie, a nam jak na złość skończyła się benzyna.
Mężczyzna podszedł do mnie bliżej. Wtedy zauważyłam, że jest dużo młodszy niż myślałam. Mógł mieć około dwudziestu pięciu lat. Miło się do mnie uśmiechnął.
   -Pomogę wam.
Caleb zatrzymał swój wóz. Spojrzał w moją stronę i po raz kolejny po prostu się uśmiechnął. Nie rozumiałam tego. Nie okazywał kompletnie żadnego zainteresowania moją osobą. Chciał po prostu pomóc.
   -To twoi przyjaciele?- Zapytał wskazując na objętą parę.
   -Brunetka owszem, ten fagas który wykorzystuje sytuację aby się do niej dobrać nie.- Odparłam z uśmiechem wychodząc z auta. Usłyszałam cichy śmiech chłopaka.
   -Nadeszła odsiecz gołąbeczki.- Powiedziałam głośno. Vanessa jakby przyłapana na złym uczynku drgnęła niespokojnie i odsunęła się od Ethana.- To Caleb, jest naszym Jezusem.
Caleb uroczo się uśmiechnął. Dopiero teraz zauważyłam, że ma dołeczki w policzkach.
   -Miło mi cię poznać.-Odparła Vanessa podając mu rękę. Przedstawiłam dziewczynę a potem niechętnie chłopaka. Faceci już po chwili zabrali się za tankowanie mojego autka. Odciągnęłam Nessę na bok.
   -Zrobił ci coś?- Mruknęłam patrząc w stronę bruneta. Ta spojrzała na mnie ze złością.
   -Shay. Nie mam pięciu lat. Potrafię o siebie zadbać.
   -Po prostu mu nie ufam.- Odparłam pojednawczo. Dziewczyna spojrzała na mnie swoimi czekoladowymi oczami.
   -Wszystko jest ok. Wydostańmy się stąd. Jest cholernie zimno. Chciałabym zjeść coś ciepłego i się wyspać- Przytaknęłam jej. Też byłam okropnie zmęczona. Nogi mi odpadały.
   -Gotowe!- Krzyknął w naszą stronę Caleb.
   -Dziękujemy za pomoc.- Powiedziałam gdy już podeszłyśmy do auta. Chłopak tylko machnął ręką. Pożegnał się z nami wszystkimi i odjechał.
   -No dobra, znajdźmy jakiś hotel!- Powiedział ochoczo Ethan. Moje oczy nagle się powiększyły.
   -Chyba żartujesz. Nie wsadzisz tyłka do tego samochodu.- Warknęłam. Ten mnie groźnie zmierzył.- Nie.- Dodałam stanowczo.
   -Shay! Jego samochód został jakieś czterdzieści kilometrów dalej! Mamy drugą w nocy. Opanuj się i odpuść mu.- Krzyknęła Vanessa.
Wzięłam głęboki oddech.
   -Podrzucimy cię tylko do hotelu. Tam nasze drogi się rozchodzą. Nie chce widzieć twojej twarzy już nigdy więcej. Zrozumiano?- Wysyczałam wskazując na niego palcem.
   -Kto cię stworzył dziewczyno?- Zapytał. Prychnęłam i gdy już miałam mu odpowiedzieć Vanessa wcisnęła mi do rąk kluczyki i popchnęła w stronę drzwiczek.


*** 


Ponownie wzięłam do ręki kubek z ciepłą kawą aby upić z niej łyk. Spojrzałam na zegarek. Dochodziła ósma rano. Młoda kelnerka przyniosła mi zamówioną wcześniej kanapkę. Musiałam ochłonąć po wczorajszej nocy. Po przyjeździe do hotelu okazało się, że został ostatni pięcioosobowy pokój. Ethan brał godzinę prysznic, a potem paradował w samym ręczniku żeby mnie zawstydzić i trochę ze mnie poszydzić. Chrapał tak niewyobrażalnie głośno, że nie mogłam spać. Miałam ochotę go udusić poduszką.
Kelnerka podała mi kawałek pięknego ciasta. Zdziwiona mruknęłam:
   -Przepraszam ale nie zamawiałam deseru.
   -Pan z tamtego stolika prosił abym pani go podała, na poprawę humoru.- Powiedziała radośnie wskazując na przystojnego mężczyznę za mną. Odwróciłam się w jego stronę i mu podziękowałam. Wzięłam kawę, ciasto i ruszyłam w jego kierunku. Odsunął mi krzesło i miło się uśmiechnął. Usiadłam obok niego i po raz kolejny napiłam się kawy.
   -Nawet jak jesteś smutna i zła to nadal zachwycająco piękna.- Powiedział. Miał niezwykle męski głos.
   -Wczorajszy wieczór doprowadził mnie na skraj załamania nerwowego, ale dziękuję za komplement.- Mruknęłam przyglądając się jego niezwykle zielonym oczom.
   -Co tak piękna kobieta tutaj robi? To najnudniejsze miasto świata.
   -Skąd wiesz, że najnudniejsze?- Zapytałam niby przez przypadek dotykając swoją nogą jego nogi.
   -Właśnie tu spędziłem całe swoje dzieciństwo. Ale co sprowadza tu ciebie?
   -To przystanek. Jestem w trakcie podróży swojego życia. Jeden samochód, dwie przyjaciółki, a cel to zabawa.- Mruknęłam.
   -Kilkanaście kilometrów dalej jest dość ciekawe miasto. Może ty i twoja przyjaciółka miałybyście ochotę na imprezę?- W jego oczach dostrzegłam niebezpieczny błysk. Sprawiał, że płonęłam od samego patrzenia na jego osobę. Pragnęłam żeby wziął mnie w ramiona tu i teraz. Chciałam poczuć smak jego ust.
   -Bardzo chętnie.- Poprosiłam akurat przechodzącą kelnerkę o długopis. Zapisałam mu na dłoni swój numer.- Muszę uciekać. Do zobaczenia.- Mruknęłam całując go w policzek.
   -Poczekaj! Jak masz na imię?
   -Shay.- Odparłam otwierając drzwi.
Wychodząc z baru zastanawiałam się jak zareaguje Vanessa kiedy jej powiem o planach na wieczór.


___
Od Jemi: Przepraszam za tak długą przerwę. Miałam problemy rodzinne i nawał nauki :) Rozdział nie jest zbyt długi ale uważam, że nie należy do najgorszych :) Od teraz ruszamy z ostrą akcja :D Mam nadzieję, że wam się spodoba :*