Vanessa
Spojrzałam
jeszcze raz na wyświetlacz telefonu i przeszłam spokojnie koło kolejnego auta.
Shay chciała koniecznie coś spektakularnego. Zwłaszcza, że nie za naszą kasę,
więc co będziemy oszczędzać… Liczyłam, że może Ethan zadzwoni, ale on ani
słowem nie odezwał się. Nagrałam mu tysiące wiadomości na sekretarce informując
gdzie wyjechałam i kiedy mniej więcej wrócę, ale on nawet nie raczył
odpowiedzieć. Sukinsyn.
-Ten jest
świetny. Nessa? Co ty na to?- rozbrzmiał głos mojej przyjaciółki. Spojrzałam na
nią z szerokim uśmiechem na twarzy, które przybierałam od wylotu do LA i przytaknęłam.
-W takim
razie bierzmy. Wygląda naprawdę porządnie.- uśmiechnęłam się do sprzedawcy,
który po chwili znikł by przynieść nam papiery do podpisania.- W sam raz by uchronić
nas przed kulami policji i konkurencji…- dodałam kiedy mężczyzna znikł za
rogiem. Shay wykręciła oczyma opierając się przy tym o ciemne auto marki audi.
Niezłe cacko. Nie ma co, tylko zdecydowanie nie ma moją kieszeń.
-Daj spokój
co? Załatwimy to szybko i po sprawie. Obiecuję, że po wszystkim pojedziemy na
plażę do Miami i będziesz mogła się powygrzewać w słoneczku.- szatynka
uśmiechnęła się do mnie uroczo. Teraz to ja ostentacyjnie wywróciłam oczami.
-Skoro
tak to możemy brać się za nielegalną
robotę. Plaża wynagradza wszystko.- zaśmiałam się pod nosem kiedy przyjaciółka
podpisywała ostatnią kartkę. Zasiadłam po stronie pasażera i zasunęłam
przyciemnianą, boczną szybę.
-Miłej
drogi!- krzyczał za nami sprzedawca. Boże… Jaki on był nie świadomy do czego to
auto nam potrzebne.
***
-Niedobrze
mi…- wyszeptałam czując jak wchodzimy w ostry zakręt z prędkością prawie stu
trzydziestu kilometrów na godzinę. Nie uzyskałam jednak żadnej odpowiedzi. Shay
mknęła przed siebie wciąż wpatrując się w drogę. Czułam się jakby kompletnie
mnie olewała. I choć wiedziałam, że tak nie jest to czułam się okropnie
samotna.- Gdyby rodzice dowiedzieli się co ja robię… Nie miała bym życia.-
wyszeptałam uderzając o siebie moimi butami. Zero reakcji. Jakbym gadała do słupa.
– Swoją drogą to spałam z Seanem. Nie żeby coś…- powiedziałam podpierając głowę
na zagłówku.
-Co
mówisz?- spytała przyjaciółka wyrwana nagle z głębokich rozmyślań. Czyżby to
imię Sean tak na nią zadziałało?
-Mówię
tylko, że spałam z Seanem, a tak to nic… Wszystko w porządku.- uśmiechnęłam się
głupkowato do Shay na co ta wybuchła śmiechem.
-No… A ja z
Ethanem.- powiedziała jeszcze głośniej się śmiejąc. Zabolało mnie to. Uważała
Ethana za kogoś gorszego? Niższej kategorii?
-Co to
miało znaczyć?- spytałam mrużąc przy tym oczy. Nie wiem tak naprawdę co
spowodowało we mnie tak nagłą zmianę nastawienia, ale czułam się urażona. Jakby
teraz obok mnie siedział Ethan i mówił mi bym nie dała go obrażać.
-Przecież
to prawiczek jak się patrzy. Pewnie jeszcze nigdy się nie zakochał, a dodatkowo
nazwał swojego małego. Przecież to takie dziecinne i chore.- parsknęła Shay.
Nie odpowiedziałam. Wyjęłam z kieszeni jedynie telefon by upewnić się, że może
przypadkiem nie usłyszałam dzwonka telefonu.
-Shay…
Wiesz, że jestem dziewicą?- powiedziałam opierając głowę o szybę.
-No co
ty?! O Boże! Musimy się rozdziewiczyć! I to już!- krzyknęłam moja przyjaciółka
jeszcze głośniej się przy tym śmiejąc. Czułam, że rozmowa zeszła na zły tor.
Nigdy nie dyskutowałam z Shay na tematy łóżkowe. Głownie dlatego, że miałyśmy
dwie różne definicje słowa ,,miłość’’. Dla niej to tylko puste słowa, a ja
marzyłam by kiedyś zakochać się tak naprawdę. W chłopaku, który byłbym
niebezpieczny, przystojny, a do tego inteligentny i zabawny. By spędzić z nim
resztę życia i umrzeć trzymając go za rękę. Shay za to lubiła się bawić. I tak
naprawdę do była główna jej zaleta. Zaczęłam się z nią przyjaźnić kiedy
chciałam zrobić rodzicom na złość, a wyszło jak wyszło.
-Shay…-
wyszeptałam patrząc na przyjaciółkę, która właśnie zatrzymała samochód przed
jakimś brudnym i obskurnym budynkiem. Szatynka spojrzała na mnie pytająco.- Nie
ważne… Idziemy?- spytałam patrząc przed siebie.
-Im
szybciej tym lepiej.- dziewczyna posłała mi lekki uśmiech po czym obie
wygramoliłyśmy się z samochodu. Szłyśmy w miarę szybko, by upewnić się, że
jesteśmy same. Shay ostrożnie nacisnęła na przycisk domofonu i czekała. Po
kilkunastu sekundach wydobył się oschły i zimny głos. Zapewne Carlosa. –
Przyjechałam po dziewkę z lochu numer trzydzieści dwa.- uniosłam jedną brew
patrząc na przyjaciółkę jak na idiotkę, ale ta tylko wzruszyła ramionami.
-Wjedź za
blok tam jest garaż. Trafisz na pewno…- wykręciłam oczami. Po co te wszystkie
gierki? Nie łatwiej wejść, wziąć, przewieźć i skończyć z tym cholerstwem?
Przyjaciółka dała mi kuksańca z bok po czym wjechałyśmy autem na tyły domu.
-Cóż za
piękna okolica…- bąknęłam zirytowana. Nagle ktoś zaszedł mnie od tyłu i tuż
koło mojego ucha rozległo się ciche ,,Bu!’’ Przerażona podskoczyłam i wpadłam
na Shay.
-Witam
piękne. Jak się panienki mają po jakże długiej podróży?- rozejrzałam się w
koło. Nie miałam najmniejszej ochoty uczestniczyć w tym całym cyrku. Chciałam
wrócić do domu, nawet do mojej chorej rodzinki, której tak nie znosiłam. To się
nazywa ironia losu. Uciekłam od nich żeby potem wrócić. Nie wiem ile czasu spędziłam na krążeniu w
koło auta i oglądaniu zapuszczonych garaży. Carlos pakował coś do bagażnika
samochodu, a Shay oglądała swoje paznokcie szukając czegoś co mogła by uznać za
swoja wadę. Była piękna i zgrabnie to wykorzystywała, ale Sean… To było coś
innego. Widać było, że nawet ona czuje coś innego niż zazwyczaj w stosunku do
facetów. Zawsze patrzyła na nich jak na coś co można zużyć i wyrzucić. Teraz
było inaczej. Nawet głupi by to zauważył.
-Gotowe.-
przeniosłam wzrok na szatyna, który miał wytatuowane całe ręce i obojczyk.
Wyglądał jak groźny gangster, a patrzył na nas jak na zwykłe, tanie dziwki.
Pieprzony dupek.
-Super.
Możemy się stąd zabierać?- spytałam patrząc w stronę podjazdu. Nagle z domofonu
do którego głośniki stały również na podwórzu, co w tym zawodzie było chyba
normalnością, rozległ się czyjś głos. Shay siedziała już za kierownicą i
odpaliła auto co nie pozwoliło mi na dokładne usłyszenie głosu.
-Mamy
problem! Carlos! Ruszaj dupę! Klient czeka!- w momencie kiedy miałam już
wsiadać do auta poczułam dziwny przestrach. Znałam ten głos… Nawet zbyt dobrze.
Carlos
wepchnął mnie do wnętrza pojazdu po czym zamknął drzwiczki.
-Miłej
jazdy panienki.- wychrypiał salutując mi i uśmiechając się jak do przyjaciela.
To było dziwne, ale zanim zdążyłam zaprotestować Shay ruszyła z podjazdu.
Oparłam głowę o podgłówek przymykając powieki. Nie dopuszczałam do siebie
myśli, że to mógł być on. Ethan. Mój Ethan miałby maczać palce w tym świństwie? To musiała być pomyłka… Po za tym auto głośno
pracowało, mogło zagłuszyć prawdziwy głos chłopaka, a ja źle go usłyszałam. Na
pewno… Przecież szatyn jest w innym mieście. Czeka aż wrócę, a to że nie odbiera
telefonów to tylko jego złość. Na pewno niedługo mu przejdzie i zadzwoni.
-Odbierzesz
w końcu?- spytała przyjaciółka wyrywając mnie z zamyślenia. Spojrzałam na nią
zaskoczona a po chwili na telefon w mojej dłoni. Wibrował i wydawał z siebie
dźwięk zwiastujący, że ktoś stara się ze mną skontaktować. Ostrożnie nacisnęłam
na zieloną słuchawkę.
-Halo?-
starałam się opanować drżenie głosu, ale najwidoczniej mi się to nie udało, bo
Shay spojrzała na mnie z przestrachem.
-Hej
piękna! Przepraszam, że nie oddzwaniałem tak długo. Nie miałem zbytnio czasu.
Jak tam wasza akcja? Wszystko dobrze?- uśmiechnęłam się do przyjaciółki na
znak, że wszystko okey.
-To ja
przepraszam… Za to w kawiarni. Obiecuję, że…- zawahałam się. Czemu nie umiałam
powiedzieć tego, co jeszcze przed momentem cisnęło mi się na usta? Dlaczego
zwątpiła?
-Wiem.
Czekam na ciebie. I zawsze będę. Pamiętaj o tym.- uśmiechnęłam się pod nosem.
To był mój kochany Ethan, a nie ten głos który słyszałam w domofonie. Jak
mogłam choć przez chwilę sądzić, że on jest zły? Ktoś taki jak on nie mógł być
w szajce Carlosa czy Jamesa. To by się nie trzymało kupy.
-Kocham cię
Ethan.- powiedziałam. Shay spojrzała na mnie z rozdziawionymi ustami. – Patrz na
drogę.!- warknęłam zasłaniając mikrofon telefonu.
-Ja ciebie
też.-odezwał się chłopak po drugiej stronie.
___
Od Akwamaryn: Powiem wam, że pisałam go trochę bez weny. Może to przez brak czasu mam takie odczucia, bo w sumie podoba mi się. Nie miałam pojęcia jak zacząć, potem pomysł nagle zrodził się w mojej głowie, a potem utknęłam w martwym punkcie i była potrzebna pomoc Jemi, ale udało się. Napisałam i jest!