czwartek, 23 stycznia 2014

14. O Boże! Musimy się rozdziewiczyć! I to już!



Vanessa


    Spojrzałam jeszcze raz na wyświetlacz telefonu i przeszłam spokojnie koło kolejnego auta. Shay chciała koniecznie coś spektakularnego. Zwłaszcza, że nie za naszą kasę, więc co będziemy oszczędzać… Liczyłam, że może Ethan zadzwoni, ale on ani słowem nie odezwał się. Nagrałam mu tysiące wiadomości na sekretarce informując gdzie wyjechałam i kiedy mniej więcej wrócę, ale on nawet nie raczył odpowiedzieć. Sukinsyn.
   -Ten jest świetny. Nessa? Co ty na to?- rozbrzmiał głos mojej przyjaciółki. Spojrzałam na nią z szerokim uśmiechem na twarzy, które przybierałam od wylotu do LA  i przytaknęłam.
   -W takim razie bierzmy. Wygląda naprawdę porządnie.- uśmiechnęłam się do sprzedawcy, który po chwili znikł by przynieść nam papiery do podpisania.- W sam raz by uchronić nas przed kulami policji i konkurencji…- dodałam kiedy mężczyzna znikł za rogiem. Shay wykręciła oczyma opierając się przy tym o ciemne auto marki audi. Niezłe cacko. Nie ma co, tylko zdecydowanie nie ma moją kieszeń.
  -Daj spokój co? Załatwimy to szybko i po sprawie. Obiecuję, że po wszystkim pojedziemy na plażę do Miami i będziesz mogła się powygrzewać w słoneczku.- szatynka uśmiechnęła się do mnie uroczo. Teraz to ja ostentacyjnie wywróciłam oczami.
   -Skoro tak  to możemy brać się za nielegalną robotę. Plaża wynagradza wszystko.- zaśmiałam się pod nosem kiedy przyjaciółka podpisywała ostatnią kartkę. Zasiadłam po stronie pasażera i zasunęłam przyciemnianą, boczną szybę.
   -Miłej drogi!- krzyczał za nami sprzedawca. Boże… Jaki on był nie świadomy do czego to auto nam potrzebne.


***


    -Niedobrze mi…- wyszeptałam czując jak wchodzimy w ostry zakręt z prędkością prawie stu trzydziestu kilometrów na godzinę. Nie uzyskałam jednak żadnej odpowiedzi. Shay mknęła przed siebie wciąż wpatrując się w drogę. Czułam się jakby kompletnie mnie olewała. I choć wiedziałam, że tak nie jest to czułam się okropnie samotna.- Gdyby rodzice dowiedzieli się co ja robię… Nie miała bym życia.- wyszeptałam uderzając o siebie moimi butami. Zero reakcji. Jakbym gadała do słupa. – Swoją drogą to spałam z Seanem. Nie żeby coś…- powiedziałam podpierając głowę na zagłówku.
   -Co mówisz?- spytała przyjaciółka wyrwana nagle z głębokich rozmyślań. Czyżby to imię Sean tak na nią zadziałało?
   -Mówię tylko, że spałam z Seanem, a tak to nic… Wszystko w porządku.- uśmiechnęłam się głupkowato do Shay na co ta wybuchła śmiechem.
  -No… A ja z Ethanem.- powiedziała jeszcze głośniej się śmiejąc. Zabolało mnie to. Uważała Ethana za kogoś gorszego? Niższej kategorii?
   -Co to miało znaczyć?- spytałam mrużąc przy tym oczy. Nie wiem tak naprawdę co spowodowało we mnie tak nagłą zmianę nastawienia, ale czułam się urażona. Jakby teraz obok mnie siedział Ethan i mówił mi bym nie dała go obrażać.
   -Przecież to prawiczek jak się patrzy. Pewnie jeszcze nigdy się nie zakochał, a dodatkowo nazwał swojego małego. Przecież to takie dziecinne i chore.- parsknęła Shay. Nie odpowiedziałam. Wyjęłam z kieszeni jedynie telefon by upewnić się, że może przypadkiem nie usłyszałam dzwonka telefonu.
    -Shay… Wiesz, że jestem dziewicą?- powiedziałam opierając głowę o szybę.
    -No co ty?! O Boże! Musimy się rozdziewiczyć! I to już!- krzyknęłam moja przyjaciółka jeszcze głośniej się przy tym śmiejąc. Czułam, że rozmowa zeszła na zły tor. Nigdy nie dyskutowałam z Shay na tematy łóżkowe. Głownie dlatego, że miałyśmy dwie różne definicje słowa ,,miłość’’. Dla niej to tylko puste słowa, a ja marzyłam by kiedyś zakochać się tak naprawdę. W chłopaku, który byłbym niebezpieczny, przystojny, a do tego inteligentny i zabawny. By spędzić z nim resztę życia i umrzeć trzymając go za rękę. Shay za to lubiła się bawić. I tak naprawdę do była główna jej zaleta. Zaczęłam się z nią przyjaźnić kiedy chciałam zrobić rodzicom na złość, a wyszło jak wyszło.
    -Shay…- wyszeptałam patrząc na przyjaciółkę, która właśnie zatrzymała samochód przed jakimś brudnym i obskurnym budynkiem. Szatynka spojrzała na mnie pytająco.- Nie ważne… Idziemy?- spytałam patrząc przed siebie.
   -Im szybciej tym lepiej.- dziewczyna posłała mi lekki uśmiech po czym obie wygramoliłyśmy się z samochodu. Szłyśmy w miarę szybko, by upewnić się, że jesteśmy same. Shay ostrożnie nacisnęła na przycisk domofonu i czekała. Po kilkunastu sekundach wydobył się oschły i zimny głos. Zapewne Carlosa. – Przyjechałam po dziewkę z lochu numer trzydzieści dwa.- uniosłam jedną brew patrząc na przyjaciółkę jak na idiotkę, ale ta tylko wzruszyła ramionami.
   -Wjedź za blok tam jest garaż. Trafisz na pewno…- wykręciłam oczami. Po co te wszystkie gierki? Nie łatwiej wejść, wziąć, przewieźć i skończyć z tym cholerstwem? Przyjaciółka dała mi kuksańca z bok po czym wjechałyśmy autem na tyły domu.
   -Cóż za piękna okolica…- bąknęłam zirytowana. Nagle ktoś zaszedł mnie od tyłu i tuż koło mojego ucha rozległo się ciche ,,Bu!’’ Przerażona podskoczyłam i wpadłam na Shay.
   -Witam piękne. Jak się panienki mają po jakże długiej podróży?- rozejrzałam się w koło. Nie miałam najmniejszej ochoty uczestniczyć w tym całym cyrku. Chciałam wrócić do domu, nawet do mojej chorej rodzinki, której tak nie znosiłam. To się nazywa ironia losu. Uciekłam od nich żeby potem wrócić.  Nie wiem ile czasu spędziłam na krążeniu w koło auta i oglądaniu zapuszczonych garaży. Carlos pakował coś do bagażnika samochodu, a Shay oglądała swoje paznokcie szukając czegoś co mogła by uznać za swoja wadę. Była piękna i zgrabnie to wykorzystywała, ale Sean… To było coś innego. Widać było, że nawet ona czuje coś innego niż zazwyczaj w stosunku do facetów. Zawsze patrzyła na nich jak na coś co można zużyć i wyrzucić. Teraz było inaczej. Nawet głupi by to zauważył.
   -Gotowe.- przeniosłam wzrok na szatyna, który miał wytatuowane całe ręce i obojczyk. Wyglądał jak groźny gangster, a patrzył na nas jak na zwykłe, tanie dziwki. Pieprzony dupek.
   -Super. Możemy się stąd zabierać?- spytałam patrząc w stronę podjazdu. Nagle z domofonu do którego głośniki stały również na podwórzu, co w tym zawodzie było chyba normalnością, rozległ się czyjś głos. Shay siedziała już za kierownicą i odpaliła auto co nie pozwoliło mi na dokładne usłyszenie głosu.
   -Mamy problem! Carlos! Ruszaj dupę! Klient czeka!- w momencie kiedy miałam już wsiadać do auta poczułam dziwny przestrach. Znałam ten głos… Nawet zbyt dobrze.
   Carlos wepchnął mnie do wnętrza pojazdu po czym zamknął drzwiczki.
   -Miłej jazdy panienki.- wychrypiał salutując mi i uśmiechając się jak do przyjaciela. To było dziwne, ale zanim zdążyłam zaprotestować Shay ruszyła z podjazdu. Oparłam głowę o podgłówek przymykając powieki. Nie dopuszczałam do siebie myśli, że to mógł być on. Ethan. Mój Ethan miałby maczać palce w tym świństwie?  To musiała być pomyłka… Po za tym auto głośno pracowało, mogło zagłuszyć prawdziwy głos chłopaka, a ja źle go usłyszałam. Na pewno… Przecież szatyn jest w innym mieście. Czeka aż wrócę, a to że nie odbiera telefonów to tylko jego złość. Na pewno niedługo mu przejdzie i zadzwoni.
   -Odbierzesz w końcu?- spytała przyjaciółka wyrywając mnie z zamyślenia. Spojrzałam na nią zaskoczona a po chwili na telefon w mojej dłoni. Wibrował i wydawał z siebie dźwięk zwiastujący, że ktoś stara się ze mną skontaktować. Ostrożnie nacisnęłam na zieloną słuchawkę.
   -Halo?- starałam się opanować drżenie głosu, ale najwidoczniej mi się to nie udało, bo Shay spojrzała na mnie z przestrachem.
   -Hej piękna! Przepraszam, że nie oddzwaniałem tak długo. Nie miałem zbytnio czasu. Jak tam wasza akcja? Wszystko dobrze?- uśmiechnęłam się do przyjaciółki na znak, że wszystko okey.
   -To ja przepraszam… Za to w kawiarni. Obiecuję, że…- zawahałam się. Czemu nie umiałam powiedzieć tego, co jeszcze przed momentem cisnęło mi się na usta? Dlaczego zwątpiła?
   -Wiem. Czekam na ciebie. I zawsze będę. Pamiętaj o tym.- uśmiechnęłam się pod nosem. To był mój kochany Ethan, a nie ten głos który słyszałam w domofonie. Jak mogłam choć przez chwilę sądzić, że on jest zły? Ktoś taki jak on nie mógł być w szajce Carlosa czy Jamesa. To by się nie trzymało kupy.
  -Kocham cię Ethan.- powiedziałam. Shay spojrzała na mnie z rozdziawionymi ustami. – Patrz na drogę.!- warknęłam zasłaniając mikrofon telefonu.
   -Ja ciebie też.-odezwał się chłopak po drugiej stronie. 


___
Od Akwamaryn: Powiem wam, że pisałam go trochę bez weny. Może to przez brak czasu mam takie odczucia, bo w sumie podoba mi się. Nie miałam pojęcia jak zacząć, potem pomysł nagle zrodził się w mojej głowie, a potem utknęłam w martwym punkcie i była potrzebna pomoc Jemi, ale udało się. Napisałam i jest!