Shay
Ścisnęłam mocniej dwa prostokątne
kawałki papieru w mojej dłoni i wzięłam głęboki wdech.
Patrzyłam w ciszy na płytę lotniska. Słońce delikatnie lizało
swoimi promieniami asfalt i śnieżnobiałe samoloty. Przerzuciłam
wzrok na bilety. Miałyśmy się dostać do Los Angeles. Tam
przenocować i kupić samochód, którym miałyśmy podążyć do San
Diego. W San Diego naszym zadaniem było poszukać niejakiego
Carlosa. Carlos był zaufanym człowiekiem Jamesa. Jest również
jego dostawcą. To on miał nam przekazać kokainę. James z całym
przekonaniem poinformował mnie, że będzie ona dobrze ukryta i na
granicy podczas której czeka nas mała rewizja kompletnie nic się
nie wydarzy. Kolejnego dnia wyjedziemy z San Diego, a naszym zadaniem
będzie przekroczenie granicy oraz dojazd do Tijuana. Nocą musimy
przekazać towar i gdy tylko opuścimy Meksyk nasz koszmar się
skończy.
Przynajmniej tak wyglądał nasz plan.
Westchnęłam.
Odwróciłam się i rozejrzałam za
przyjaciółką. Vanessa znajdowała się w sklepie znajdującym się
na lotnisku. Oglądała kolorowe czasopisma. Co prawda lot miał
trwać tylko dwie godziny ale Van stwierdziła, że chce po korzystać
jeszcze trochę z życia zanim zastrzeli ją jakiś handlarz
prochami.
Ponownie zwróciłam się w stronę
ogromnej szklanej ściany aby móc popatrzeć na odlatujące samoloty
i wtedy moim oczom ukazała się wysoka postać.
Momentalnie zamarłam.
Nie chciałam patrzeć w te piękne
zielone oczy. Nie byłam gotowa aby zerknąć na tą zabójczo
przystojną twarz.
-Co ty tu robisz?- zapytałam
podnosząc się z metalowego krzesełka. Poczułam dotyk na swoim
policzku. Chłopak delikatnie ale stanowczo odwrócił moją twarz ku
swojej.
-Zjesz ze mną tylko śniadanie?- na
mojej twarzy mimowolnie pojawił się uśmiech. Spojrzałam w zielone
tęczówki chłopaka i wyciągnęłam do niego rękę. Złapał za
nią aby po chwili mnie do siebie przyciągnąć i zamknąć w
uścisku.
I wtedy nagle wszelkie troski odeszły,
a ja poczułam, że w jego ramionach nic mi nie grozi.
-Umieram z głodu.- odparłam
niechętnie się od niego odsuwając.
Wzięłam łyczka kawy, a po moim
wnętrzu rozlało się przyjemne ciepło. Sean czule się do mnie
uśmiechnął. Odwzajemniłam gest.
-Cieszę się, że jesteś cała.-
mruknął chłopak. Zmarszczyłam brwi. Przecież nie miałam z nim
kontaktu, skąd od mógł wiedzieć. Szatyn widząc moje zdziwienie
dodał.- Przez przypadek wpadliśmy na siebie z Ethanem i
zamieniliśmy kilka słów. Powiedział mi, że dziś wylatujecie.
Zamarłam. Ethan wyszedł już z baru
gdy poinformowałam o tym Vanesse. W takim razie mógł się
dowiedzieć tylko w jeden sposób.
-Ma za długi jęzor.
-Chciałem cię zobaczyć.-
spojrzałam w oczy chłopaka. Ziała z nich niesamowita szczerość.
-Dlaczego?- zapytałam wykorzystując
ten moment.
-Nie mam pojęcia.
-Za czterdzieści minut mój
samolot startuje, wiesz?- mruknęłam mieszając plastikowym widelcem
w sałatce.
-Nasz.
Moje oczy gwałtownie się powiększyły.
-Sean, co to ma znaczyć?- chłopak
z pełną powagą patrzył na moje ruchy.
-Że lecę do miasta aniołów aby
móc spędzić z jednym z nich choć jeden wieczór.- już miałam
otworzyć usta i przypomnieć mu zasady naszej znajomości. Główną
był po prostu brak zobowiązań.- Wiem co chcesz w tym momencie
powiedzieć Shay. Tamtego ranka ustaliliśmy pewne zasady i mam
zamiar się ich trzymać ale oboje wiemy, że czegoś nam brakuje.
Nie pojadę za tobą dalej, chyba, że o to poprosisz. Jedna noc.
Poczułam na ciele przyjemny dreszcz.
***
Vanessa przerzuciła stronę
kolorowego magazynu po raz trzeci. Była zniecierpliwiona. Nagle po
prostu go zamknęła i złapała mnie za rękę.
-Sean?- zapytała cicho nie będąc
pewna w jakim miejscu siedzi chłopak. Byłam pewna, że nie może
nas usłyszeć siedział na samym końcu, a my na początku. Jednak
nie miałam zamiaru wyprowadzać przyjaciółki z błędu.
-Zostanie w LA. Nie pozwolę mu
pojechać za nami dalej, to zbyt niebezpieczne.- mruknęłam.
Dziewczyna przewróciłam oczyma.
-Dobrze wiesz o co mi chodzi… Leci
za tobą aż do Los Angeles. To już coś oznacza.- szepnęła
podekscytowana. Vanessa zawsze się tak zachowywała gdy łączyło
mnie z jakimś facetem coś więcej niż przelotny romans. Była
romantyczką. Wierzyła w miłość, ja nie.
-Tak, że chce mnie zerżnąć.-
odparłam. Sekundę później dostałam po głowie.- Za co?
-Nie masz serca.- skwitowała
dziewczyna. Głośno się zaśmiałam.
-Mam. Przecież kocham twoje
czekoladowe babeczki.- powiedziałam z głupim uśmiechem. Vanessa
mimowolnie wybuchła radosnym śmiechem. Nagle sobie zdałam sprawę,
że bardzo mi brakowało od dłuższego czasu takich chwil.
***
Kiedy tylko wściekle żółta
taksówka zatrzymała się pod sporym hotelem natychmiast wszyscy z
niej wyszliśmy. Mieliśmy już dość siedzenia i biegania po
sklepach. W wybuchu pociągu straciłyśmy z Van wszystkie ubrania.
Sean zgodził się nam towarzyszyć w zakupach, czego później
wyraźnie żałował. Jednak cierpliwie na nas czekał pod każdym
sklepem i pomagał w noszeniu toreb. Vanessa ciągle marudziła, że
chce w końcu odpocząć. Przez cały czas nawijała o gorącej
kąpieli, nakładaniu balsamów i śnie. Ja i Sean chcieliśmy się
sobą po prostu nacieszyć.
Byłam pewna, że nie jest mi on
obojętny. Niesamowicie mnie pociągał fizycznie ale była też w
nim pewna tajemnica, którą chciałam odkryć.
Sean szybko załatwił sprawę przy
recepcji i już po chwili wchodziliśmy do naszych pokoi. Jego
znajdował się na piętrze wyżej. Vanessa nawet nie zauważyła gdy
przystanęliśmy na schodach.
-Bądź gotowa za cztery godziny.-
mruknął z tajemniczym uśmiechem.
-Ale gdzie pójdziemy? Nie wiem jak
powinnam się ubrać.
-Pójdziemy na kolację. Nigdy jej
jeszcze razem nie jedliśmy.- stwierdził i pocałował mnie w usta.
Walczyłam z chęcią rzucenia się na niego i wzięcia na miejscu.
Każdy jego ruch sprawiał, że płonęłam.
***
Wyszłam z łazienki a Vanessa
zapiszczała na mój widok.
-Shay, jesteś za ładna, wyjdź.-
głośno się zaśmiałam. Nessi tak jak obiecywała przez cały
dzień siedziała w nowej piżamce i mokrych włosach nakładając na
siebie tony balsamów.
Spojrzałam na swoje odbicie w lustrze.
Czerwona sukienka podkreślała moją talie i eksponowała biust ale
jednocześnie była bardzo elegancka. Sięgała przed kolana ukazując
moje nogi.
Ostatnio dużo przeszłam. Cudem
uniknęłam śmierci, a moje życie przez pewien czas zamieniło się
w ucieczkę. Potrzebowałam dzisiejszego wieczoru. Chciałam czuć
się piękna. Pragnęłam dotyku, pieszczot i ciepłych słów.
-Baw się dobrze.- powiedziała
brunetka.-…i pamiętaj, że wyjeżdżamy o trzynastej.
Przytaknęłam dziewczynie. Zachowywała
się jak moja matka, a ja czułam się jakby to była moja pierwsza
randka.
Sean dotknął delikatnie mojego
policzka aby po chwili pogładzić moją szyję. Miał przyjemnie
ciepłe i szorstkie dłonie. Przymknęłam powieki. Pragnęłam aby
nie przestawał. Szybko jednak się opanowałam. Napiłam się
czerwonego wina i po raz kolejny zerknęłam na chłopaka. Wyglądał
wspaniale w garniturze. Chciałam spędzić tę noc w jego ramionach.
-Wracajmy, zostało nam już tak
niewiele czasu.- powiedziałam, a on natychmiast wezwał kelnera.
***
Moje ciało po raz kolejny wygięło
się w łuk, a z moich ust wyrwał się zduszony jęk. Na mojej
twarzy pojawił się uśmiech. Zsunęłam się z szatyna i położyłam
na jego torsie. Jeszcze przez chwilę głośno oddychaliśmy.
-Jesteś najlepszy…- mruknęłam
całując jego szyję. Mocno mnie do siebie przytulił.
-Chcesz przekonać się o tym
jeszcze raz?- gdy już chciałam zaprotestować i poprosić go o
chwilkę odpoczynku gwałtownie we mnie wszedł. Po raz kolejny
sprawiając, że znalazłam się w niebie.
-Nie przestawaj…-szepnęłam.
-Nigdy…
_____
Od Jemi: Rozdział pisało mi się niezwykle lekko i szybko :)
Widać, że szło ci szybko, bo rozdział jest świetny jak już ci to wcześniej mówiłam:)
OdpowiedzUsuńCo mogę jeszcze powiedzieć... Czas na rozkręcenie akcji ;D