sobota, 11 stycznia 2014

13. Nie masz serca.

Shay

            Ścisnęłam mocniej dwa prostokątne kawałki papieru w mojej dłoni i wzięłam głęboki wdech. Patrzyłam w ciszy na płytę lotniska. Słońce delikatnie lizało swoimi promieniami asfalt i śnieżnobiałe samoloty. Przerzuciłam wzrok na bilety. Miałyśmy się dostać do Los Angeles. Tam przenocować i kupić samochód, którym miałyśmy podążyć do San Diego. W San Diego naszym zadaniem było poszukać niejakiego Carlosa. Carlos był zaufanym człowiekiem Jamesa. Jest również jego dostawcą. To on miał nam przekazać kokainę. James z całym przekonaniem poinformował mnie, że będzie ona dobrze ukryta i na granicy podczas której czeka nas mała rewizja kompletnie nic się nie wydarzy. Kolejnego dnia wyjedziemy z San Diego, a naszym zadaniem będzie przekroczenie granicy oraz dojazd do Tijuana. Nocą musimy przekazać towar i gdy tylko opuścimy Meksyk nasz koszmar się skończy.
Przynajmniej tak wyglądał nasz plan. Westchnęłam.
Odwróciłam się i rozejrzałam za przyjaciółką. Vanessa znajdowała się w sklepie znajdującym się na lotnisku. Oglądała kolorowe czasopisma. Co prawda lot miał trwać tylko dwie godziny ale Van stwierdziła, że chce po korzystać jeszcze trochę z życia zanim zastrzeli ją jakiś handlarz prochami.
Ponownie zwróciłam się w stronę ogromnej szklanej ściany aby móc popatrzeć na odlatujące samoloty i wtedy moim oczom ukazała się wysoka postać.
Momentalnie zamarłam.
Nie chciałam patrzeć w te piękne zielone oczy. Nie byłam gotowa aby zerknąć na tą zabójczo przystojną twarz.
   -Co ty tu robisz?- zapytałam podnosząc się z metalowego krzesełka. Poczułam dotyk na swoim policzku.  Chłopak delikatnie ale stanowczo odwrócił moją twarz ku swojej.
   -Zjesz ze mną tylko śniadanie?- na mojej twarzy mimowolnie pojawił się uśmiech. Spojrzałam w zielone tęczówki chłopaka i wyciągnęłam do niego rękę. Złapał za nią aby po chwili mnie do siebie przyciągnąć i zamknąć w uścisku.
I wtedy nagle wszelkie troski odeszły, a ja poczułam, że w jego ramionach nic mi nie grozi.
   -Umieram z głodu.- odparłam niechętnie się od niego odsuwając.
           Wzięłam łyczka kawy, a po moim wnętrzu rozlało się przyjemne ciepło. Sean czule się do mnie uśmiechnął. Odwzajemniłam gest.
   -Cieszę się, że jesteś cała.- mruknął chłopak. Zmarszczyłam brwi. Przecież nie miałam z nim kontaktu, skąd od mógł wiedzieć. Szatyn widząc moje zdziwienie dodał.- Przez przypadek wpadliśmy na siebie z Ethanem i zamieniliśmy kilka słów. Powiedział mi, że dziś wylatujecie.
Zamarłam. Ethan wyszedł już z baru gdy poinformowałam o tym Vanesse. W takim razie mógł się dowiedzieć tylko w jeden sposób.
   -Ma za długi jęzor.
   -Chciałem cię zobaczyć.- spojrzałam w oczy chłopaka. Ziała z nich niesamowita szczerość.
   -Dlaczego?- zapytałam wykorzystując ten moment.
   -Nie mam pojęcia.
   -Za czterdzieści minut mój samolot startuje, wiesz?- mruknęłam mieszając plastikowym widelcem w sałatce.
   -Nasz.
Moje oczy gwałtownie się powiększyły.
   -Sean, co to ma znaczyć?- chłopak z pełną powagą patrzył na moje ruchy.
   -Że lecę do miasta aniołów aby móc spędzić z jednym z nich choć jeden wieczór.- już miałam otworzyć usta i przypomnieć mu zasady naszej znajomości. Główną był po prostu brak zobowiązań.- Wiem co chcesz w tym momencie powiedzieć Shay. Tamtego ranka ustaliliśmy pewne zasady i mam zamiar się ich trzymać ale oboje wiemy, że czegoś nam brakuje. Nie pojadę za tobą dalej, chyba, że o to poprosisz. Jedna noc.
Poczułam na ciele przyjemny dreszcz.


***


        Vanessa przerzuciła stronę kolorowego magazynu po raz trzeci. Była zniecierpliwiona. Nagle po prostu go zamknęła i złapała mnie za rękę.
   -Sean?- zapytała cicho nie będąc pewna w jakim miejscu siedzi chłopak. Byłam pewna, że nie może nas usłyszeć siedział na samym końcu, a my na początku. Jednak nie miałam zamiaru wyprowadzać przyjaciółki z błędu.
   -Zostanie w LA. Nie pozwolę mu pojechać za nami dalej, to zbyt niebezpieczne.- mruknęłam. Dziewczyna przewróciłam oczyma.
   -Dobrze wiesz o co mi chodzi… Leci za tobą aż do Los Angeles. To już coś oznacza.- szepnęła podekscytowana. Vanessa zawsze się tak zachowywała gdy łączyło mnie z jakimś facetem coś więcej niż przelotny romans. Była romantyczką. Wierzyła w miłość, ja nie.
   -Tak, że chce mnie zerżnąć.- odparłam. Sekundę później dostałam po głowie.- Za co?
   -Nie masz serca.- skwitowała dziewczyna. Głośno się zaśmiałam.
   -Mam. Przecież kocham twoje czekoladowe babeczki.- powiedziałam z głupim uśmiechem. Vanessa mimowolnie wybuchła radosnym śmiechem. Nagle sobie zdałam sprawę, że bardzo mi brakowało od dłuższego czasu takich chwil.


***


          Kiedy tylko wściekle żółta taksówka zatrzymała się pod sporym hotelem natychmiast wszyscy z niej wyszliśmy. Mieliśmy już dość siedzenia i biegania po sklepach. W wybuchu pociągu straciłyśmy z Van wszystkie ubrania. Sean zgodził się nam towarzyszyć w zakupach, czego później wyraźnie żałował. Jednak cierpliwie na nas czekał pod każdym sklepem i pomagał w noszeniu toreb. Vanessa ciągle marudziła, że chce w końcu odpocząć. Przez cały czas nawijała o gorącej kąpieli, nakładaniu balsamów i śnie. Ja i Sean chcieliśmy się sobą po prostu nacieszyć.
Byłam pewna, że nie jest mi on obojętny. Niesamowicie mnie pociągał fizycznie ale była też w nim pewna tajemnica, którą chciałam odkryć.
Sean szybko załatwił sprawę przy recepcji i już po chwili wchodziliśmy do naszych pokoi. Jego znajdował się na piętrze wyżej. Vanessa nawet nie zauważyła gdy przystanęliśmy na schodach.
   -Bądź gotowa za cztery godziny.- mruknął z tajemniczym uśmiechem.
   -Ale gdzie pójdziemy? Nie wiem jak powinnam się ubrać.
   -Pójdziemy na kolację. Nigdy jej jeszcze razem nie jedliśmy.- stwierdził i pocałował mnie w usta. Walczyłam z chęcią rzucenia się na niego i wzięcia na miejscu. Każdy jego ruch sprawiał, że płonęłam.


***


      Wyszłam z łazienki a Vanessa zapiszczała na mój widok.
   -Shay, jesteś za ładna, wyjdź.- głośno się zaśmiałam. Nessi tak jak obiecywała przez cały dzień siedziała w nowej piżamce i mokrych włosach nakładając na siebie tony balsamów.
Spojrzałam na swoje odbicie w lustrze. Czerwona sukienka podkreślała moją talie i eksponowała biust ale jednocześnie była bardzo elegancka. Sięgała przed kolana ukazując moje nogi.
Ostatnio dużo przeszłam. Cudem uniknęłam śmierci, a moje życie przez pewien czas zamieniło się w ucieczkę. Potrzebowałam dzisiejszego wieczoru. Chciałam czuć się piękna. Pragnęłam dotyku, pieszczot i ciepłych słów.
   -Baw się dobrze.- powiedziała brunetka.-…i pamiętaj, że wyjeżdżamy o trzynastej.
Przytaknęłam dziewczynie. Zachowywała się jak moja matka, a ja czułam się jakby to była moja pierwsza randka.
            Sean dotknął delikatnie mojego policzka aby po chwili pogładzić moją szyję. Miał przyjemnie ciepłe i szorstkie dłonie. Przymknęłam powieki. Pragnęłam aby nie przestawał. Szybko jednak się opanowałam. Napiłam się czerwonego wina i po raz kolejny zerknęłam na chłopaka. Wyglądał wspaniale w garniturze. Chciałam spędzić tę noc w jego ramionach.
   -Wracajmy, zostało nam już tak niewiele czasu.- powiedziałam, a on natychmiast wezwał kelnera.


***


         Moje ciało po raz kolejny wygięło się w łuk, a z moich ust wyrwał się zduszony jęk. Na mojej twarzy pojawił się uśmiech. Zsunęłam się z szatyna i położyłam na jego torsie. Jeszcze przez chwilę głośno oddychaliśmy.
   -Jesteś najlepszy…- mruknęłam całując jego szyję. Mocno mnie do siebie przytulił.
   -Chcesz przekonać się o tym jeszcze raz?- gdy już chciałam zaprotestować i poprosić go o chwilkę odpoczynku gwałtownie we mnie wszedł. Po raz kolejny sprawiając, że znalazłam się w niebie.
   -Nie przestawaj…-szepnęłam.
   -Nigdy…


_____
Od Jemi: Rozdział pisało mi się niezwykle lekko i szybko :)

1 komentarz:

  1. Widać, że szło ci szybko, bo rozdział jest świetny jak już ci to wcześniej mówiłam:)
    Co mogę jeszcze powiedzieć... Czas na rozkręcenie akcji ;D

    OdpowiedzUsuń