piątek, 13 września 2013

2. Mamy przed sobą tajemnice jak każdy normalny człowiek.



Vanessa

    Schowałam do torby ostatnią już koszulkę i szybkim ruchem zamknęłam walizkę leżącą na moim łóżku. Przetarłam dłonią pościel w kwiatki. Od dziesięciu lat taka sama. Nigdy nie czułam się w tej rodzinie dobrze. Od kiedy tylko sięgam pamięcią nie mogłam dobrze poczuć się w towarzystwie rodziców i siostry. Wmawiałam sobie, że to minie z czasem, ale zamiast tego było coraz gorzej.
   -Co robisz?- odezwał się piskliwy i wysoki głos mojej matki. Westchnęłam tylko cicho, otarłam policzki mokre od łez i spojrzałam ostatni raz na wyświetlacz mojego telefonu. Ostatnie połączenie wykonałam do Shay. W sumie nie rozumiem jak to się stało, że się zaprzyjaźniłyśmy. Byłyśmy z dwóch różnych światów.
    -Wyjeżdżam. W końcu będziecie mieli jeden problem z głowy.- warknęłam i stanęłam twarzą w twarz z moją rodzicielką. Kobieta spojrzała na mnie spod rzęs i zmarszczyła czoło jakby nad czymś intensywnie myślała.
   -Nie powinnaś była nas okłamywać. To ta dziewczyna. To ona cię w to wciągnęła. Mówiłam, żebyś trzymała się od niej z daleka.- kłykcie u palców mamy pobladły, z taką siłą zaciskała dłonie w pięści.
   -Daj spokój. Dobrze wiesz, że taka już jestem. Najwidoczniej mam to w genach. Poza tym… Gdybym powiedziała wam o pływaniu to czy byście się zgodzili?- szatynka pokręciła tylko głową na znak, że nie ma takiej opcji.- W takim razie nie miałam innego wyjścia…- wyminęłam ją po drodze zabierając swój bagaż i schodząc po schodach do holu. Przy schodach stała Victoria z wysoko uniesioną głową i szyderczym uśmieszkiem na twarzy.
   -Vanesso! Zatrzymaj się natychmiast!- prychnęłam słysząc nawoływanie matki.
   -Jestem pełnoletnia i mogę robić co mi się żywnie podoba. Za to Vicky… - spojrzałam na dziewczynę. Stała zbita z tropu nie rozumiejąc co właśnie chcę wyjawić naszym rodzicom. – Ja przynajmniej nie sypiam z byle kim dla kasy. Dowidzenia.- powiedziałam tak głośno by ojciec usłyszał to z gabinetu i wyszłam z domu trzaskając drzwiami. Auto Shay już stało na podjeździe, a dziewczyna opierała się o nie i spokojnie paliła papierosa.
   -Niezła akcja. Czym sobie zawiniła twoja biedna siostrzyczka?- uśmiechnęłam się do przyjaciółki prowokacyjnie i wrzuciłam walizkę do bagażnika. Oblizałam suche wargi po czym stanęłam po drugiej stronie samochodu i otworzyłam drzwiczki.
    -Czas się zabawić i zapomnieć o tym bagnie.- uśmiechnęłam się do szatynki, która właśnie przydeptywała peta.
***
      Z snu wyrwał mnie głośne trzaski i huki dobiegające z radia. Przetarła oczy po czym niechętnie je otworzyłam i przyjrzałam się krajobrazowi za szybą. Chmury nie zapowiadały dobrej pogody. Można by nawet podejrzewać, że czeka nas nie mała burza. Byliśmy na jakimś odludziu. Ani żywej duszy. Co jakiś czas rozlegał się tylko gwizd wiatru lub pierwsze krople deszczu spadające na maskę samochodu. Przesunęłam nieco wzrok i wlepiłam oczy w szatynkę. Szeroko się uśmiechała uderzając przy tym w kierownicę idealnie w rytm muzyki. Trzeba było przyznać, że dryg miała. Kierowała również nie gorzej i na myśl, że niedługo będę musiała ją zmienić i wlec to auto przez kolejne kilkadziesiąt kilometrów aż mnie mdliło.
    -Kto to się obudził. Śnieżka czy Kopciuszek?- posłałam przyjaciółka złośliwy uśmiech.
    -Gdzie my jedziemy? Nie widzę nawet jednego domu.- kąciki ust Shay uniosły się nieco wyżej po czym wargi rozchyliły się i ukazały śnieżnobiały uśmiech.
    -Gdzieś przed siebie. Głodna?- spytał Shay wlepiając oczy w drogę przed sobą. Przyciszyłam muzykę dobiegającą z radia i uchyliłam  okno by zaczerpnąć świeżego powietrza.
   -I to jak.!- pisnęłam rozglądając się w koło w poszukiwaniu jakiegoś pożywania. Albo po prostu czegoś co nie spowoduje, że zwymiotuję na ciemną tapicerkę samochodu. Dostrzegłam coś na tylnym siedzeniu, wyciągnęłam się po to i złapałam po czym otworzyłam papierową torbę. Już zdążyłam zapomnieć skąd Shay ma pieniądze na ten wyjazd, a tu znowu zostało mi to uświadomione.
   -Nadal nie wierzę, że tak po prostu dał ci tę forsę. Przecież on w ogóle nie ma serca i sumienia. Już dawno powinna byłaś donieść na niego na policję. Nie rozumiem czemu ciągle tego nie zrobiłaś…- zawinęłam pieniądze ponownie w torbę po czym rzuciłam ją za siebie.
   -Gdybym to zrobiła to tylko pogrążyłabym siebie. Zapomnij o tym na chwilę i ciesz się tym co jest teraz.- oparłam głowę o podgłówek i westchnęłam. Włosy ciągle leciały mi do oczu, więc szybko je związałam w kucyka.
        Kilkanaście kolejnych minut przejechałyśmy w kompletnej ciszy. W końcu nie wytrzymałam. Kiedy tylko auto zwolniło nieco wyskoczyłam z niego i stanęłam przed polem kukurydzy. Gdzieś w oddali widać było farmę, a tuż za nią las. W takim miejscu mogłabym mieszkać. Tak zwane zadupie, ale za to jak tu spokojnie. Nikt nie patrzy ci na ręce. Możesz być szczęśliwym.
   -Co ty wyrabiasz?- Shay była zdecydowanie rozbawiona moim zachowaniem i zamiast się denerwować uśmiechała się pod nosem.
   - Nie rozumiem jak mogłaś się wpakować w takie bagno. Czuję, że nie mówisz mi wszystkiego…- wyszeptałam wchodząc między pierwsze rzędy kukurydzy. Usłyszałam tylko westchnienie, ale żadnych kroków.
    -Mamy przed sobą tajemnice jak każdy normalny człowiek. Gdybyśmy wiedziały o sobie wszystko, to… To byśmy się nie przyjaźniły.- usłyszałam odpowiedź. Szatynka miała w jakimś stopniu rację. Nasze relacje zdecydowanie by się popsuły. Tajemnice wiązały by nas na wieki i sprawiały, że czułybyśmy się zmuszone do swojego towarzystwa, ale mimo wszystko chciałam wiedzieć o niej wszystko.
   Przebiegłam kolejne kilkadziesiąt metrów gubiąc przy tym drogę powrotną i wybuchłam histerycznym śmiechem.
   - Okey! Gdzie jesteś?!- krzyknęłam, ale nie uzyskałam odpowiedzi. Krzyknęłam jeszcze, ale zero reakcji.- Shay!- przerażona zaczęłam krążyć między kolejnymi kolbami. W momencie kiedy biegłam w kierunku lasu ktoś mocno chwycił mnie w pasie i zasłonił usta swoją dłonią. Chciałam odskoczyć, ale napastnik był za silny.
    -Spokojnie. Spłoszysz go.- wyszeptał mi ktoś do ucha spokojnym i chłodnym głosem. Przez pewien czas nie rozumiałam znaczenia jego słów dopiero kiedy uwolnił moje usta, a ja zobaczyłam królika, który nerwowo machał główką na wszystkie strony w poszukiwaniu wyjścia z tego labiryntu. Był równie zagubiony jak ja. Chłopak wyminął mnie i wolnymi oraz małymi kroczkami podszedł do zwierzęcia.
    Brunet miał na sobie koszulę w kratę i dżinsy, które nijak pasowały do tego otoczenia. W dłoni trzymał małą marchewkę. Nie mogłam oderwać od niego oczu aż do momentu kiedy ktoś zakrył mi oczy. Wrzasnęłam przerażona, a przestraszone zwierzę uciekło. Odskoczyłam i spojrzałam na przyjaciółkę.
   -Ale z ciebie panikara.- usłyszałam tylko na przywitanie.
   -Co wy w ogóle tu robicie? To miejsce raczej nie należy do najczęściej odwiedzanych.- warknął chłopak najwidoczniej zdenerwowany tym, że przegoniliśmy mu królika.
   -Dobrze się bawimy.- odparła Shay poprawiając włosy. W momencie kiedy brunet obrócił się w naszą stronę, a ja zobaczyłam chłopaka, który mimo kompletnego braku powodu miał na nosie przyciemniane okulary zamarłam. Już gdzieś coś takiego widziałam.
   -Aż tak cię razi słońce?- spytała kąśliwie szatynka. Szturchnęłam ją tylko łokciem po czym posłałam jej gniewne spojrzenie.
   -On nie widzi…- wyszeptałam najciszej jak umiałam.
  -Ale doskonale słyszy.- wychrypiał głosem nieco rozbawionym, ale też zmartwionym. Otrzepał spodnie z piachu, poprawił okulary po czym zrobił kilka pewnych kroków w przód. Nigdy nie widziałam tak pewnie poruszającego się niewidomego. W sumie nigdy nie widziałam osoby ślepej.- Chodźcie. Wyprowadzę was stąd.- spojrzałam na Shay, a ta na mnie z uniesioną brwią. Przytaknęłam na znak, że przecież nas nie zabije w drodze po czym poszłyśmy za nim.
   -Jestem Milo.- tylko tyle usłyszałyśmy z ust chłopaka do momentu aż doszłyśmy do farmy.

_______
Od Akwamaryn: Powiem wam, że jak na mnie to dość długo się z nim męczyłam. W sumie to i brak weny i brak czasu dają o sobie znać. Teraz już wiem, że czuje Jemi, kiedy mówi że się nie wyrabia. Mam tak samo, a to dopiero pierwszy tydzień :) Co do samego rozdziału to pomysłu jakoś specjalnie nie miałam. Wszystko wyszło w praniu.

1 komentarz: