Vanessa
Schowałam
do torby ostatnią już koszulkę i szybkim ruchem zamknęłam walizkę leżącą na
moim łóżku. Przetarłam dłonią pościel w kwiatki. Od dziesięciu lat taka sama.
Nigdy nie czułam się w tej rodzinie dobrze. Od kiedy tylko sięgam pamięcią nie mogłam
dobrze poczuć się w towarzystwie rodziców i siostry. Wmawiałam sobie, że to
minie z czasem, ale zamiast tego było coraz gorzej.
-Co
robisz?- odezwał się piskliwy i wysoki głos mojej matki. Westchnęłam tylko
cicho, otarłam policzki mokre od łez i spojrzałam ostatni raz na wyświetlacz
mojego telefonu. Ostatnie połączenie wykonałam do Shay. W sumie nie rozumiem
jak to się stało, że się zaprzyjaźniłyśmy. Byłyśmy z dwóch różnych światów.
-Wyjeżdżam. W końcu będziecie mieli jeden problem z głowy.- warknęłam i
stanęłam twarzą w twarz z moją rodzicielką. Kobieta spojrzała na mnie spod rzęs
i zmarszczyła czoło jakby nad czymś intensywnie myślała.
-Nie
powinnaś była nas okłamywać. To ta dziewczyna. To ona cię w to wciągnęła.
Mówiłam, żebyś trzymała się od niej z daleka.- kłykcie u palców mamy pobladły,
z taką siłą zaciskała dłonie w pięści.
-Daj
spokój. Dobrze wiesz, że taka już jestem. Najwidoczniej mam to w genach. Poza
tym… Gdybym powiedziała wam o pływaniu to czy byście się zgodzili?- szatynka pokręciła
tylko głową na znak, że nie ma takiej opcji.- W takim razie nie miałam innego
wyjścia…- wyminęłam ją po drodze zabierając swój bagaż i schodząc po schodach
do holu. Przy schodach stała Victoria z wysoko uniesioną głową i szyderczym
uśmieszkiem na twarzy.
-Vanesso!
Zatrzymaj się natychmiast!- prychnęłam słysząc nawoływanie matki.
-Jestem
pełnoletnia i mogę robić co mi się żywnie podoba. Za to Vicky… - spojrzałam na
dziewczynę. Stała zbita z tropu nie rozumiejąc co właśnie chcę wyjawić naszym
rodzicom. – Ja przynajmniej nie sypiam z byle kim dla kasy. Dowidzenia.-
powiedziałam tak głośno by ojciec usłyszał to z gabinetu i wyszłam z domu
trzaskając drzwiami. Auto Shay już stało na podjeździe, a dziewczyna opierała
się o nie i spokojnie paliła papierosa.
-Niezła
akcja. Czym sobie zawiniła twoja biedna siostrzyczka?- uśmiechnęłam się do
przyjaciółki prowokacyjnie i wrzuciłam walizkę do bagażnika. Oblizałam suche
wargi po czym stanęłam po drugiej stronie samochodu i otworzyłam drzwiczki.
-Czas się
zabawić i zapomnieć o tym bagnie.- uśmiechnęłam się do szatynki, która właśnie
przydeptywała peta.
***
Z snu
wyrwał mnie głośne trzaski i huki dobiegające z radia. Przetarła oczy po czym
niechętnie je otworzyłam i przyjrzałam się krajobrazowi za szybą. Chmury nie
zapowiadały dobrej pogody. Można by nawet podejrzewać, że czeka nas nie mała
burza. Byliśmy na jakimś odludziu. Ani żywej duszy. Co jakiś czas rozlegał się
tylko gwizd wiatru lub pierwsze krople deszczu spadające na maskę samochodu.
Przesunęłam nieco wzrok i wlepiłam oczy w szatynkę. Szeroko się uśmiechała
uderzając przy tym w kierownicę idealnie w rytm muzyki. Trzeba było przyznać,
że dryg miała. Kierowała również nie gorzej i na myśl, że niedługo będę musiała
ją zmienić i wlec to auto przez kolejne kilkadziesiąt kilometrów aż mnie
mdliło.
-Kto to
się obudził. Śnieżka czy Kopciuszek?- posłałam przyjaciółka złośliwy uśmiech.
-Gdzie my
jedziemy? Nie widzę nawet jednego domu.- kąciki ust Shay uniosły się nieco
wyżej po czym wargi rozchyliły się i ukazały śnieżnobiały uśmiech.
-Gdzieś
przed siebie. Głodna?- spytał Shay wlepiając oczy w drogę przed sobą.
Przyciszyłam muzykę dobiegającą z radia i uchyliłam okno by zaczerpnąć świeżego powietrza.
-I to
jak.!- pisnęłam rozglądając się w koło w poszukiwaniu jakiegoś pożywania. Albo
po prostu czegoś co nie spowoduje, że zwymiotuję na ciemną tapicerkę samochodu.
Dostrzegłam coś na tylnym siedzeniu, wyciągnęłam się po to i złapałam po czym
otworzyłam papierową torbę. Już zdążyłam zapomnieć skąd Shay ma pieniądze na
ten wyjazd, a tu znowu zostało mi to uświadomione.
-Nadal nie
wierzę, że tak po prostu dał ci tę forsę. Przecież on w ogóle nie ma serca i
sumienia. Już dawno powinna byłaś donieść na niego na policję. Nie rozumiem czemu
ciągle tego nie zrobiłaś…- zawinęłam pieniądze ponownie w torbę po czym rzuciłam
ją za siebie.
-Gdybym to
zrobiła to tylko pogrążyłabym siebie. Zapomnij o tym na chwilę i ciesz się tym
co jest teraz.- oparłam głowę o podgłówek i westchnęłam. Włosy ciągle leciały
mi do oczu, więc szybko je związałam w kucyka.
Kilkanaście kolejnych minut przejechałyśmy w kompletnej ciszy. W końcu
nie wytrzymałam. Kiedy tylko auto zwolniło nieco wyskoczyłam z niego i stanęłam
przed polem kukurydzy. Gdzieś w oddali widać było farmę, a tuż za nią las. W
takim miejscu mogłabym mieszkać. Tak zwane zadupie, ale za to jak tu spokojnie.
Nikt nie patrzy ci na ręce. Możesz być szczęśliwym.
-Co ty wyrabiasz?-
Shay była zdecydowanie rozbawiona moim zachowaniem i zamiast się denerwować uśmiechała
się pod nosem.
- Nie
rozumiem jak mogłaś się wpakować w takie bagno. Czuję, że nie mówisz mi
wszystkiego…- wyszeptałam wchodząc między pierwsze rzędy kukurydzy. Usłyszałam
tylko westchnienie, ale żadnych kroków.
-Mamy
przed sobą tajemnice jak każdy normalny człowiek. Gdybyśmy wiedziały o sobie
wszystko, to… To byśmy się nie przyjaźniły.- usłyszałam odpowiedź. Szatynka
miała w jakimś stopniu rację. Nasze relacje zdecydowanie by się popsuły.
Tajemnice wiązały by nas na wieki i sprawiały, że czułybyśmy się zmuszone do
swojego towarzystwa, ale mimo wszystko chciałam wiedzieć o niej wszystko.
Przebiegłam
kolejne kilkadziesiąt metrów gubiąc przy tym drogę powrotną i wybuchłam histerycznym
śmiechem.
- Okey!
Gdzie jesteś?!- krzyknęłam, ale nie uzyskałam odpowiedzi. Krzyknęłam jeszcze,
ale zero reakcji.- Shay!- przerażona zaczęłam krążyć między kolejnymi kolbami.
W momencie kiedy biegłam w kierunku lasu ktoś mocno chwycił mnie w pasie i
zasłonił usta swoją dłonią. Chciałam odskoczyć, ale napastnik był za silny.
-Spokojnie. Spłoszysz go.- wyszeptał mi ktoś do ucha spokojnym i
chłodnym głosem. Przez pewien czas nie rozumiałam znaczenia jego słów dopiero
kiedy uwolnił moje usta, a ja zobaczyłam królika, który nerwowo machał główką
na wszystkie strony w poszukiwaniu wyjścia z tego labiryntu. Był równie
zagubiony jak ja. Chłopak wyminął mnie i wolnymi oraz małymi kroczkami podszedł
do zwierzęcia.
Brunet
miał na sobie koszulę w kratę i dżinsy, które nijak pasowały do tego otoczenia.
W dłoni trzymał małą marchewkę. Nie mogłam oderwać od niego oczu aż do momentu
kiedy ktoś zakrył mi oczy. Wrzasnęłam przerażona, a przestraszone zwierzę
uciekło. Odskoczyłam i spojrzałam na przyjaciółkę.
-Ale z
ciebie panikara.- usłyszałam tylko na przywitanie.
-Co wy w
ogóle tu robicie? To miejsce raczej nie należy do najczęściej odwiedzanych.-
warknął chłopak najwidoczniej zdenerwowany tym, że przegoniliśmy mu królika.
-Dobrze się
bawimy.- odparła Shay poprawiając włosy. W momencie kiedy brunet obrócił się w
naszą stronę, a ja zobaczyłam chłopaka, który mimo kompletnego braku powodu
miał na nosie przyciemniane okulary zamarłam. Już gdzieś coś takiego widziałam.
-Aż tak cię
razi słońce?- spytała kąśliwie szatynka. Szturchnęłam ją tylko łokciem po czym
posłałam jej gniewne spojrzenie.
-On nie
widzi…- wyszeptałam najciszej jak umiałam.
-Ale
doskonale słyszy.- wychrypiał głosem nieco rozbawionym, ale też zmartwionym.
Otrzepał spodnie z piachu, poprawił okulary po czym zrobił kilka pewnych kroków
w przód. Nigdy nie widziałam tak pewnie poruszającego się niewidomego. W sumie
nigdy nie widziałam osoby ślepej.- Chodźcie. Wyprowadzę was stąd.- spojrzałam
na Shay, a ta na mnie z uniesioną brwią. Przytaknęłam na znak, że przecież nas
nie zabije w drodze po czym poszłyśmy za nim.
-Jestem Milo.- tylko tyle usłyszałyśmy z ust
chłopaka do momentu aż doszłyśmy do farmy.
_______
Od Akwamaryn: Powiem wam, że jak na mnie to dość długo się z nim męczyłam. W sumie to i brak weny i brak czasu dają o sobie znać. Teraz już wiem, że czuje Jemi, kiedy mówi że się nie wyrabia. Mam tak samo, a to dopiero pierwszy tydzień :) Co do samego rozdziału to pomysłu jakoś specjalnie nie miałam. Wszystko wyszło w praniu.
Bardzo fajny rozdział :) Czekam na dalszy :)
OdpowiedzUsuń